W śnie ujrzałem wielki artykuł o prawdzie Kościoła katolickiego oraz napis: zaproszenie. To była pomoc, bo siedziałem w nocy i planowałem pójście na nabożeństwo wieczorne.

     Napłynęła bliskość Boga, a po wyjściu serce zawołało: „Ojcze mój! bądź uwielbiony i błogosławiony. Panie nieba i ziemi! Boże mój. Niech będzie chwała i cześć i dziękczynienie, chwała i cześć Jezusowi”.

     W willach oligarchów, bankach, barach, biurach oraz w domu uciech obok kościoła, a nawet w blokach z czasów Gierka...wszędzie jest ciepło. Tylko w miejscu, gdzie spotykamy się z Bogiem jest zamarznięta woda święcona! Krzyczy się o dotacjach dla Kościoła Boga Objawionego, a w tym czasie hucznie otwiera „świątynię” (stadion) i daje nagrody jego budowniczym. 

     Tuż po Komunii św. duszę zalał  niewyobrażalny pokój i słodycz oraz dobro. Z przyjemnością padłem na kolana i zapadłem się w ławkę...chciałbym tak trwać i trwać. „Panie Jezu do mnie przyjdź i do mego serca wnijdź”.

    Tak właśnie się stało, bo nie mogłem wypowiedzieć słowa, a nawet myśleć. Na moim miejscu siedziała moja dusza zjednana z Bogiem. Ja nie wiem jaką „techniką” Pan łączy się z człowiekiem, ale jako lekarz mogę opisać, że to wszystko dzieje się w nadbrzuszu (splot słoneczny) oraz w nieokreślonej okolicy serca, gdzieś wewnątrz z promieniowaniem do przodu.

  Jutro psalmista będzie wołał (Ps 15, 1-5): „Prawy zamieszka w domu Twoim, Panie. Kto będzie przebywał w Twym przybytku, Panie (...) Ten, kto postępuje nienagannie, działa sprawiedliwie i mówi prawdę w swym sercu”.

    Ten błogostan z pragnieniem ciszy przerwał kościelny, który jeszcze przed zakończeniem Mszy św. wkroczył bez komży i najmniejszego szacunku dla najświętszego miejsca na ziemi. Z ołtarza wziął naczynie i wycierał go ręką, a później głośno strząsał z rąk „brudy”! To szewska obcesowość, ale ten rzemieślnik ma większy szacunek dla reperowanych butów niż obsługujący Przybytek Pański.

    Jeszcze brzmiało echo pieśni, a już z wielkim hukiem wkroczyła brygada odnawiająca świątynię. W Domu Boga nie wolno zachowywać się jak na budowie lub w oborze...kilka minut po zstąpieniu Pana Jezusa.

     Wprost zostałem wygoniony. Podczas wychodzenia z kościoła padłem na dwa kolana i popłakałem się. Zdruzgotany wracałem do domu. Nie byłem zdolny nawet do modlitwy.

   Nie wiem już co powiedzieć, bo przed snem czytałem wizję wyrzucenia przez Pana Jezusa kupczących ze Świątyni Jerozolimskiej. Tam był normalny targ z krzykami, a nawet z przeklinaniem przy wtórze beczących owiec.

    Wszędzie stały stoły lichwiarzy, którzy oszukiwali obcych, a szczególnie staruszków. Właśnie takim opchnięto baranka ze skazą, którą zauważyli. Nie pomogły prośby, że są biedni.

<<On i tak jest zbyt piękny jak na to, co zapłaciliście. (...) Zróbcie miejsce brudasy! Wynoście się! >>  *

    Na ten moment wkroczył Pan Jezus, ale zaczęto z Niego kpić. Pan zrobił się straszny. „Nie ma w rękach płonącego miecza, lecz Jego oczy błyszczą światłością i gromią wyśmiewających się i znieważających Boga”.*

   Dalszy przebieg akcji każdy zna z Ewangelii. Syn Człowieczy wszystko powywracał, lichwiarzy przepędził, a owce i gołębie same uciekły. Nie pomogła nawet interwencja kapłanów, rabinów i faryzeuszy.

      Jak Pan to sprawił, że włączyłem stację niemiecką, gdzie pokazano reportaż z Iraku. W kościele zrujnowanym przez wybuch rozpaczała chrześcijanka, a ja popłakałem się razem z nią...     APEL

*„Poemat Boga-Ojca” ks. druga cz. pierwsza, str. 70 Vox Domini 1997