Bardzo często podczas pracy w przychodni na moją duszę spływała słodycz, ale w tamtym czasie nie wiedziałem, że jest to działanie Ducha Świętego. Wtedy myślałem o  jakiejś energii (od ludzi)...”och! jak dobrze, jak wielki błogi pokój i łagodność w sercu”.

    Tego dnia badałem pacjenta, a w duszy czułem, że jestem w niebie: „Jezu mój! Jezu, Jezu, Jezu!" Ta łaska towarzyszyła mi latami w czasie udręk i nawału chorych, abym wytrwał, nikomu nie odmówił i dawał to, co się każdemu należy.

    Po przejściu na emeryturę te doznania nigdy się nie pojawiały, bo były już niepotrzebne. Opisuję te przeżycia dla tych, którzy są w podobnej fazie nawrócenia.

    Wówczas udręką były dla mnie dary wciskane przez ludzi, a dzisiaj pokusa była szczególna, bo pacjentka przyniosła szynkę w puszce! W czasie niedoborów córka obchodziła właśnie 18-lecie. Nie dałem się przełamać i wprost krzyczałem: "nie kusić...nie kusić"!  W sercu pojawiły się "dwa głosy":  

- Ci, co mieli będą mieli! Cóż ci da w sensie materialnym taka praca? „Nie będzie już piwka"...niby lekko kupowanego za łapówki!

- Zobacz jak dobrze jest pracować bezinteresownie! Jaki masz pokój w sumieniu. Nikt nie może cię kupić i nic ci zarzucić!     

   Zły nie lubi miłej Bogu bezinteresowności, a ja wiem, że to prawidłowa droga! Dlatego jestem atakowany z całą jego mocą. To pokaże późniejszy film...przysyłam walizkę pieniędzy...dwie...trzy i gość się łamie!

    Napłynął obraz sierżanta MO Marka Surmacza, który walczył o prawdę i z tego powodu cierpiał. Nadal spływa niewypowiedziana słodycz...nie można tego wytłumaczyć, to trzeba przeżyć!

   Otwieram J. H. Newmana „Rozmyślania i modlitwy":

    „Jezu, Jezu jaka zbieżność z moimi odczuciami i sercem". Widzę, tak jak kardynał, że ubóstwo jest lepsze od bogactwa, ból od rozkoszy, wzgarda od sławy, poniżenie od zaszczytów, przeciwności od pomyślności, itd. Zawołałem tylko: "Jezu! Jezu!" i po zamknięciu oczy przeniosłem się do ubogich, opuszczonych, prześladowanych, wię­zionych, cierpiących, bardzo starych i słabych, itd.".

    Myśl pobiegła także do prawie niewidomej pacjentki: „pana żona jest niewidoma i szuka z rana światła w oknie, ale ona musi znaleźć Prawdziwe Światło...Jezus jest przy niej stale, ale ona nie wie o tym!...ona musi Go odnaleźć!"

    Masz oko, którego powieka nie zamyka się. Spojówka wysycha, to boli szczególnie rano...to bardzo boli! Wyobraź to sobie. Masz normalny wzrok...i tego nie rozumiesz. Właśnie jest u mnie taka pacjentka. Potwierdza tą mękę.

    Nadal napływała niewypowiedziana słodycz oraz chęć czytania i słuchania Słowa Bożego. Włączyłem nagranie z niedzielnej Mszy św. radiowej, a tam lud śpiewał: „ześlij Boże zmiłowanie” i padają słowa „o co się modlisz to otrzymasz”. Zamknąłem oczy i wolałem w sercu „Jezu, Jezu, Jezu” i z drugim lekarzem dyżurnym słuchaliśmy pięknego kazania...

    Nagły wyjazd. Kierowca przeklina. Załatwiamy zranioną i zakrwawioną pijaczkę, a ja wołam: "Maryjo Matko Boża! Niepokalana wspomóż wszystkich potrzebujących. Pomóż Maryjo".

    Ponowny, daleki wyjazd...„Maryjo! Matko nasza. Panno Święta Niepokalana pomóż, pobłogosław, daj siłę w zwątpieniu, daj mocną wiarę, daj ufność i poczucie pewności, że to, co robię jest dobre...spraw, abym milczał i pocieszał otoczony dobrymi duchami, abym szedł drogą Twojego Syna Jezusa...do wyznaczonego celu!" Łzy zalały oczy...

- Chce pan ten wizerunek...to Jezus z Całunu Turyńskiego!

- Niech zostanie, bo to ochrona chorej.

     W tym momencie lekko drgnęła twarz 15-letniej pacjentki. To jedyny skarb w tej ubogiej chatce!                                                                                                                                                               APEL