Na wczorajszej Mszy św. wieczornej prosiłem Boga o Światło dla kolegów lekarzy, bo nie wiedza co czynią. Św. Hostia zagięła się (znak cierpienia) i faktycznie pisałem do 2.00 w nocy, a wstałem o 5.00!

   W ten sposób trafiłem na Mszę św. o 6.30 i z proboszczem oraz „garstką Pana” śpiewaliśmy: „Ledwie oczy przetrzeć zdołam wnet do mego Pana wołam. Do mego Boga na niebie i szukam Go koło siebie”. Tak jest naprawdę...

    Powtórzyłem za kapłanem prośbę do Boga, bo przepłynęły moje różne bezeceństwa: "Panie! oczyść moje serce z grzechów! Ty uświęcasz ludzkie serca, zmiłuj się nade mną". 

    Jak wielką łaską jest utrata pamięci przed śmiercią, gdy wszystko z mózgu i sumienia wpada do „kosza”! Czyniłeś zło, wołałeś do Boga jak ja w tej chwilce...i w Niebieskim IPN wszystko zostało wcześniej wymazane! 

  Serce doznało wstrząsu podczas śpiewania refrenu Ps 138: „Pan mnie wysłuchał kiedy Go wzywałem”. Popłakałem się, bo ujrzałem moc i zatroskanie Boga o nasze sprawy.

    Właśnie królowa Estera błaga od ołtarza: "Panie mój, Królu nasz, Ty jesteś jedyny, wspomóż mnie samotną, nie mającą prócz Ciebie żadnego wspomożyciela (...) dodaj mi odwagi. Królu bogów i Władco nad wszystkimi władcami. (...) wspomóż mnie opuszczoną i nie mającą nikogo prócz Ciebie, Panie, który wiesz wszystko". Est 14

    Dodatkowo Pan Jezus zapewnia uczniów: "Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam. (...) Ojciec wasz, który jest w niebie, da to, co dobre tym, którzy Go proszą”. Mt 7, 7-21

    „O! Krwi i wodo, któraś wytrysnęła z Najśw. Serca Jezusowego...ufamy Tobie”. Wprost ujrzałem strugi św. Krwi Zbawiciela z jedną kroplą padającą na mnie. Z bólu chwyciłem twarz w dłonie i krzyknąłem ”O! Jezu!”.

    Ta pieśń jest powtarzana 3x, a mnie się chce płakać. Jeszcze przed chwilką stałem rozdrażniony, a tuż po przyjęciu św. Hostii moje serce znalazło się w Sercu Pana Jezusa...”serce w Sercu”!

    Eucharystia unosiła się w ustach jak woalka na wietrze i zwinęła się w kłębek (dar). Serce i usta zaczęła zalewać słodycz. Ekstaza sprawiła, że musiałem głęboko oddychać ze wzdychaniem. Ciepło z nadbrzusza rozlało się na całe ciało i nie czułem już zimna w kościele.

    W mgnieniu oka przeszedłem z tego świata do Królestwa Niebieskiego. Nie potrzebuję żadnego wypoczynku, wyjazdu na wczasy, szukania czegoś w odległym kącie tego świata. 

    Po wyjściu miałem tylko jedno marzenie, aby ominąć miasto, ludzi i polecieć do mojego kącika w bloku, a tam zapalić świecę i w ciszy siedzieć z Panem Jezusem. Napłynęła refleksja: jak Bóg realizuje później nasze marzenia, bo moje jest niewielkie, a ludzie pragną bogactwa, władzy i sławy.

   Ten, który ma dużo chce jeszcze więcej. Co otrzyma później? Pan Jezus powiedział, że żaden bogacz nie wejdzie do Królestwa Niebieskiego...coś w tym jest i czuję to w tej chwilce.

    Wyszedłem zapalić lampkę pod "moim" krzyżem. Podczas przechodzenia koło jednego z domów usłyszałem śpiew kobiety zmywającej naczynia. Nagle znalazłem się wśród uczniów na Ostatniej Wieczerzy, gdzie Pan Jezus z uczniami śpiewał Bogu psalmy uwielbienia (wizja Marii Valtorty).

    Moje serce zostało porwane do Pana Jezusa i chciałbym czynić to samo, ale nie znałem intencji dnia, która pojawi się po chwilce i będzie bardzo miła Bogu. Zawołałem tylko ulubione słowa psalmu: „Miłosierny jest Pan i łaskawy...”. Ps 103

    W kilka minut z człowieka normalnego, a nawet pustego duchowo zostałem uniesiony do Nieba „Boże! Jezu! Panie! dotkniesz, a człowiek jest jeszcze na ziemi, a już w Niebie”. Prawie chciało mi się płakać, a wiedz, że należę do ludzi twardych i nie skorych do melancholii.

    Opisuję to „prosto z frontu”, aby udowodnić moje prowadzenie przez Boga, który zna pragnienie mojego serca...lepiej ode mnie! Zrozumiesz to mając gromadkę dzieci i radując się z nimi.

    Zapominasz wówczas o karaniu, przytulasz każdego i cieszysz się razem z nimi. Tak też jest z naszym Bogiem, ale Jego Miłość trudno sobie nawet wyobrazić!

    Zacząłem odmawiać moją modlitwę za kolegów lekarzy, którzy stanęli po stronie powalającego krzyż Pana Jezusa, a także za niego samego i za zmarłych w tym czasie. Wprost ujrzałem promień Miłosierdzia Bożego padający na mnie i rozchodzący się na tych za których wołałem. 

    Napłynęły postacie kolegów przestępców z Izby Lekarskiej, psychiatrów - ateistów, powalającego krzyż oraz dusza zmarłego kolegi, który przed śmiercią wdał się w machlojki. W ich intencji odmówiłem całą moją modlitwę i zapaliłem od nich lampkę Panu Jezusowi.

     Następnego ranka zauważyłem, że na tablicy nie była podana intencja Mszy św. Poszedłem do zakrystii, aby zamówić: „za kolegów lekarzy wrogów wiary i krzyża”, ale okazało się, że byłą zajęta. Do mojego serca napłynęło, że "została przyjęta w Niebie, bo do Boga dotarło pragnienie mojego serca"...                                                                                                                                                  APEL