Tuż po przebudzeniu zacząłem nucić pieśń: „to nie gwoździe Cię przybiły lecz mój grzech...”. Popłakałem się i pocałowałem św. Twarz Zbawiciela, który stał wprost przy mnie.

    Emerytura jest wielką łaską Boga: masz zabezpieczony byt i czas, który możesz  poświęcić na zbawianie innych.

    W przedsionku kościoła wzrok zatrzymała tablica ogłoszeń, gdzie wypisano zalecenia duchowe: grzesznych upominać, nieumiejętnych pouczać, wątpiącym dobrze radzić, strapionych pocieszać, krzywdy cierpliwie znosić, urazy chętnie darować, modlić się za żywych i umarłych.

    Na ten moment psalmista woła: „Wysławiajcie ze mną Pana, wspólnie wywyższajmy Jego Imię. (...) Spójrzcie na Niego, a rozpromienicie się radością (...)”. Ps 34, 4-7. 16-19

    Dzisiaj Pan Jezus nauczył nas: „Ojcze nasz” i zalecił, abyśmy na modlitwie nie byli gadatliwi, bo Bóg wie czego nam potrzeba. Mt 6, 7-15  W moim wypadku mogę modlić tylko wtedy, gdy „wołanie do mnie przyjdzie”.

    Podczas konsekracji przypomniała się wizja Marii Valtorty, gdy Zbawiciel przed swoją misją żegnał się z Matka Najświętszą. Ponownie łzy zalały oczy. Komunia św. odwróciła się i ułożyła w postaci łodzi („odpocznienie z Panem Jezusem”).

    Wracałem z uniesionym sercem, radosny i syty...w duszy i w ciele. Jakże tani jest ten św. Pokarm Boży! „Panie! jeszcze raz mi przebacz! Panie! jeszcze raz mi przebacz...przebacz”. Powtarzałem to omdlewając, a moje serce stało się duchowe.

    Jak to przekazać? A jak opisać energię laserową, woń kwiatów, ciepło słońca lub domu rodzinnego albo  przytulenie dzieciątka przez matkę? „Panie mój! na co można zamienić Twoje dary? czym je zastąpić, bo nic nie oznacza wykwintna uczta!”.

   Pragnąc żyć duchem trzeba ciało postawić na drugim miejscu. To właśnie jest „ponowne narodzenie”.  Życie ciała jest określone przez czas, a życie duchowe - pełnia szczęśliwości - przed nami. Trzeba tylko unieść się ponad ten świat, ponad tą marność nad marnościami! 

    Milczenie to najlepsza modlitwa. „Panie! jak Cię uwielbić? Jak wypowiedzieć, że Jesteś?”. Człowiek zjednany z Bogiem odczuwa wielkie katusze, gdy ma wrócić do naszej rzeczywistości. Pragniesz bycia z Bogiem, ciszy i milczenia, a tu śniadanie...śledź i salceson!

    Właśnie czytam scenę w której Pan Jezus oddala nachalnego Judasza, bo pragnie modlić się na pustyni i czerpać moc z łączności z Bogiem.

    Wyszedłem na Mszę św. wieczorną, a straszliwy ból zalał serce. Nie mogę już żyć bez Boga, kościoła i Komunii św. Nie obchodzi mnie nic poza uczestnictwem w zbawianiu dusz, przyjmowaniu cierpień zastępczych oraz błaganiu Boga o zmiłowanie nad nieszczęśnikami, którzy nie pragną świętych darów.

    Ktoś powie, że to całkiem dziwne: dwa razy dziennie chodzić do kościoła! Dla mnie jest dziwne to, że ludzie nie interesują się swoją duchowością i życiem wiecznym!

    Właśnie spotkałem znajomego, którego zapraszałem do kościoła, ale teraz minęliśmy się jak ludzie obcy. Każdy ma wolną wolę i nic nie da moja namolność. Dobrze, że przyszedłem na to nabożeństwo, bo w kościele była tylko siostra zakonna. „Jezu ufam Tobie, miłosierny Boże, jeszcze raz mi przebacz”, a kapłan podał mi trójkątną św. Hostię (bardzo lubię).

    Bóg czeka na nas z największym darem: życiem wiecznym w szczęściu i miłości, ale pragnie tego garstka. „Panie Jezu! przyjmij tą Mszę św. jako pocieszenie Ciebie”...                             APEL