Zerwałem się na Mszę św. o 6.30, bo wczoraj zostałem zaatakowany przez żonę. Ona taka nie jest, ale nie wytrzymuje różnych napięć i wówczas agresję kieruje na moją osobę. Teraz nie reaguję, bo wiem jak działa szatan, ale kiedyś...jako „stary człowiek” trzaskałem drzwiami i szedłem na wódkę.
Dobrze, że pojechałem, bo przy drzwiach zostałem zatrzymany przez wstrząsające zdjęcie św. Twarzy Pana Jezusa umierającego na krzyżu, a po chwilce usłyszałem, że człowiek nie żyje samym chlebem, ale każdym Słowem wychodzącym z Ust Bożych. Psalmista dodał na pocieszenie (Ps 34), że: „Pan słyszy wołających o pomoc i ratuje ich od wszelkiej udręki”.
Napłynął obraz Ojca i odczułem, że Bóg ma jakby naszą budowę...aż krzyknąłem „Jezu kochany”, a wstrząs przepłynął przez całe ciało.
Dzisiaj Pan Jezus uczył nas Modlitwy Pańskiej, a mnie przypomniał się początek nawrócenia. Teraz tylko zawołałem: „Panie Jezu! Przebacz wszystkim moim krzywdzicielom dla ich dobra, aby przejrzeli”.
Przykro mi, bo wczoraj zapytałem kapłana dlaczego nie pozwolił siostrze zaśpiewać pieśni po Eucharystii i gdzie się spieszy, gdy przed nami wieczność? Jeszcze niedawno przeganiał odchodzącego z parafii gongiem przed błogosławieństwem, a za kilka dni zacznie Mszę św. z krzykiem na kapłana, który się spóźni i zacznie sam nabożeństwo, a nie zauważy, że kościelny nie zapali świec.
Kiedyś sam zapomniał, że ma Mszę św. i kapłani czekali. Niektórzy czują się „panami” tego, co czynią...od ciecia do chodzącego z walizką atomową.
Podjechałem pod krzyż i zapaliłem Panu Jezusowi lampkę oraz kupiłem żonie kwiaty. Wydrukowałem drogę krzyżową o którą ten kapłan prosił, ale nie chciał przyjął. Każdy z nas ma jakieś chimery.
Dzisiejsza Eucharystia ułożyła się na podniebieniu w ochronny parasol, który się zwinął (dar). Bardzo lubię ten znak i faktycznie do domu wrócił pokój...
Po odczycie intencji odmówiłem całą moją modlitwę, a w tym czasie napływały obrazy agresji słownej wśród więźniów, uczniów i polityków...przykładem są osoby Stefana Niesiołowskiego oraz Radosława Sikorskiego („dożynanie watahy”). Jeszcze afera podsłuchowa, gdzie słowo wypowiedziane wykorzystuje się przeciwko nagranemu.
Wielu popełnia samobójstwo po uderzeniu słowem, plotką, prowokacją słowną, specjalnie rozpowszechnianym kłamstwem. To także dzień za mnie, bo to moja wada.
Dzisiaj, gdy to opracowuję rozpadł się klub parlamentarny „Twojego Ruchu”, a Janusz Palikot napadł na wiernego sobie Andrzeja Rozenka. Można powiedzieć, że krótko trwa tryumf przestępców, których gubi własna głupota, a na jej szczycie wyparcie się Boga. Taki człowiek jest wart mniej niż para wróbli.
To bardzo poważna intencja i dlatego wróciłem na Mszę św. wieczorną, ale przede mną usiadło młode małżeństwo: mężczyzna klęczał, a matka z nastolatką szeptały do siebie, wskazywały na kapłana, modlących się i uśmiechały się porozumiewawczo...lepiej, gdyby tutaj nie przyszły.
Wszedłem też na blog Jerzego Urbana, który jest przykładem guru w obrażaniu przeciwników politycznych oraz Boga i wiary świętej.
Kończę zapis, a na ten moment Pan Bóg mówi (Jr 17, 5-10): "Przeklęty mąż, który pokłada nadzieję w człowieku i który w ciele upatruje swą siłę, a od Pana odwraca swe serce. Jest on podobny do dzikiego krzaka na stepie"... APEL