Dyżur w pogotowiu. O 5.00 zrywają na wyjazd do odległej wioski (poród). Serce woła: „Matko! przekazuję Ci wszystkie dzisiejsze modlitwy”. Napływa ostrzeżenie, że „zły będzie mącił”! To prawda, bo szatan nienawidzi takich ofiar. Wsłuchuję się w natchnienia.
Po wielu próbach („nie”, „nie”) zacząłem „Anioł Pański” i część radosną różańca (pasowała do porodu) oraz różaniec Pana Jezusa. To bardzo ważne prowadzenie przez Anioła Stróża. W drodze do szpitala popłynęły modlitwy poranne, cz. chwalebna różańca i „Pod Twoją obronę”, a „amen” wypadło w momencie powrotu do pogotowia!
W przychodni zaczyna się „młócka". Około g 9.00 wszedłem do gabinetu rtg, gdzie z radia płynęła piosenka Leonarda Cohena „Dance me”. Ból chwycił serce, a w oczach pojawiły się łzy. To miłość Boża przeszywająca serce i dająca łączność z chorymi.
Z duszy wyrwało się wołanie: „Matko moja. Matko nasza! tylko Tobie i Twojemu Synowi trzeba tak śpiewać”. Nawet teraz, gdy to przepisuję wraca tamten czas, a łzy płyną po twarzy. Zrozum moje cierpienie. Tylko modlitwa może ukoić duszę, a tu nawał ludzi, bałagan, kłótnie i krzyki.
Ja pragnę paść na kolana i odmawiać „św. osamotnienie Pana Jezusa” oraz rozważać Mękę Pańską, a tu pacjentka rozbiera się za parawanem. Chwyciłem twarz w dłonie i odmówiłem „Zdrowaś Maryjo”. To wielka udręka, a ludzie w takich momentach rozbierają się dziwnie szybko.
Teraz rzucam różnym chorym uwagi duchowe:
- łatwiej jest iść na pielgrzymkę (jakaś forma przyjemności) niż rzucić palenie!
- proszę polubić siebie (nie znosi swojego ciała)!
- w sądzie pracy stał obok pani Jezus (sąd nad ciężką chorobą, a była traktowana jak oskarżona)!
- czego pan szuka w poście (przybył po pieprz amerykański na wszystkie boleści)?
- słyszę, że mówi do mnie „czarny jęzor”!...diabeł skłócił panią z mężem i córką, a tu wiek odlotowy (67 lat). Cóż później powiemy Bogu?
Szczyt pracy przypadł około godziny 14.15. Wołałem tylko „Matko pomóż”, bo nie chciałem nikomu odmówić i dalej przyjmować bez złości. Po wszystkim w gabinecie lekarskim padłem na kolana i odmówiłem „Ojcze nasz”.
Przypomina się wczorajszy wyjazd pogotowiem o 22.20. Trafiłem do umierającej „babci różańcowej” (przerzuty raka piersi z okropnymi bólami nogi). W jej chatce była wielka figura Matki Bożej, a na stole leżał różaniec.
Po wizycie poprosiłem rodzinę o wezwanie kapłana, aby umierająca otrzymała Ostatnie Namaszczenie, bo może stracić przytomność. "To dar śmierci dobrej (powolnej) i godnej (w domu). Przecież całe życie nie bała się Pana Jezusa. Dlaczego teraz nie zapraszacie kapłana ze św. Hostią?". Musiałem mówić głośno, bo kierowca w stojącym obok samochodzie - z diabelskiego natchnienia - zapalił silnik. Zobacz bój o duszę!
Teraz w domu wzrok zatrzymały pisma leżące koło kosza na śmieci. Tam trafiłem na „Przewodnik katolicki” z pięknym wierszem-modlitwą Konstancji Benisławskiej. Ja wiem, że to słowa pocieszenia dla mnie...od Bożej Rodzicielki.
Tak jest naprawdę, gdy mówię „Zdrowaś” to serce we mnie skacze, cieszą się Niebiosa, a w czyściec spada rosa. W tym momencie zły zaleca „wyjazd na działkę”, a żona krzyczy, abym przestał pisać ...w poście!!
„Panie Jezu! Cóż to wszystko oznacza”?, a wzrok padł na rozważanie o biczowaniu. „Przecież oddałeś Mi swoje życie”! Zły zalecał „działkę”, bo wiedział, że trafię do otwartego kościoła, gdzie w modlitwie doszedłem do słów Pana Jezusa na krzyżu: „Niewiasto! Oto syn Twój”. To prawda. Ja jestem synem Matki Pana mojego, a przez to bratem Zbawiciela. Na tym skończyłem modlitwę i musiałem wyjść, bo siostra zamykała świątynię
Dzisiaj, gdy to opracowuję Madzia Buczek pięknie mówi o Matce Bożej i podwórkowych kółkach różańcowych. Wiele rosy spada od nas do czyśćca...APEL