Do 3.00 opracowywałem świadectwa i zostałem obudzony na czas pierwszej Mszę św. Natychmiast wiedziałem, że jest to zaproszenie na spotkanie z Panem Jezusem. Wielka moc i radość zalała serce, bo nawet uratowanie jednej duszy przez moje zapiski wystarczy mi jako podziękowanie.

    To trudno wytłumaczyć, bo musisz mieć moją łaskę i sam to przeżyć. Ponadto, brak jest świadectw wiary, a wszystko jest prawdziwe w Kościele katolickim, świętym i jedynym. Dlatego piszę to dla podobnie obdarowanych, ale jeszcze słabych i wahających się.

    Moc Pana Jezusa rodzi się w naszej słabości, a mówi o tym zdjęcie Jana Pawła II tuż po zamachu 13 maja 1981 r. Nikt nie spodziewał się, że to będzie początek końca sowieckiego imperium!

   Cóż dałyby mi dodatkowe 2-3 godziny snu? Jaką dodatkową moc uzyskałbym po tym czasie...bez zjednania z Panem Jezusem w Eucharystii? Duch...psyche...ciało. Odwrotność prowadzi do nicości.

  Ujrzenie działania Boga w naszej (mojej) codzienności to wielka łaska, a zarazem cierpienie, bo widzisz większość żyjącą wg potrzeb swojej jedności psycho-fizycznej bez Ducha.

   Ludzie normalni, a szczególnie obdarowani nie mają świadomości, że nawet chęć do pracy jest darem Boga. To bardzo trudny problem duchowy i człowiek bez łaski wiary nie ujrzy tego i nie będzie wdzięczny.

   Mało tego, bo szydzi się i poniża takich jak ja (wejdź: blog Joanny Senyszyn: Obraźliwa kampania z 22.marca 2015 i przeczytaj kilka zdań mojej „dyskusji” z Poganinem).     

    Ja widzę, że każdy dzień życia to bezmiar łask, ale największą jest uczestnictwo w codziennej Mszy świętej, a jej owoce poznamy dopiero po śmierci. Komuś, kto przychodzi do kościoła z obowiązku wydaje się, że czyni to dla Boga.

    Na ten moment psalmista wołał: „Pan Bóg Zastępów jest dla nas obroną. Bóg jest dla nas (...)  najpewniejszą pomocą w trudnościach. Przeto nie będziemy się bali, choćby zatrzęsła się ziemia i góry zapadały w otchłanie morza”. Ps 46 Tak jest naprawdę, bo tacy jak ja nie boją się śmierci, a cierpienie duchowe to dla mnie codzienność... 

    W Ew J5, 1-3a. 5-16 Pan Jezus pomógł choremu, który skarżył się: „nie mam człowieka, aby mnie wprowadził do sadzawki, gdy nastąpi poruszenie wody". Jezus rzekł do niego: "Wstań, weź swoje łoże i chodź. (...) Nie grzesz już więcej, aby ci się coś gorszego nie przydarzyło".

   Eucharystia była lekka. Radość, radość...

    Zawierz Bogu...tak jak zrobił to św. Dominik, który kazał braciom w klasztorze zasiąść do kolacji - nic nie mając! Zjawiło się dwóch chłopców (aniołów) z koszami białego chleba, który rozdawali od najmłodszych.

   Wokół jest wielu dobrych i obdarowanych ludzi, którzy są tak zapracowani, a nawet zajęci „pomaganiem” innym, że nie mają czasu dla Boga. Nie chodzi tutaj o obowiązkowe Msze św. w niedzielę, ale pamiętania o naszym Tatusiu od rana do wieczora...każdego dnia.

    Po odczytaniu intencji w wielkim bólu („umieraniu”) odmówiłem moją modlitwę, trafiliśmy też pod "mój" krzyż Pana Jezusa, gdzie zapaliłem lampkę, a wieczorem patrząc w niebo pełne gwiazd chciało mi się płakać z zadziwienia.

    Jakże pasują tutaj słowa (Mdr 11): „Panie, świat cały przy Tobie jak ziarnko na szali, kropla rosy porannej, co spadła na ziemię. (...) Jakżeby coś trwać mogło, gdybyś Ty nie powołał do bytu? (...) we wszystkim jest Twoje nieśmiertelne tchnienie”...                                                                                APEL