W Radiu Dla Ciebie trafiłem na dyskusję religijną o śmierci. Tak chciałbym dać świadectwo i powiedzieć, że śmierć to moment odrzucenia ciała i powrotu do kochającego Boga, który czeka z otwartymi ramionami. 

   Trzeba prosić o śmierć dobrą (Wiatyk) i godną (z modlitwą, wśród bliskich), a do spotkania z Bogiem przygotowywać się od dziecka, bo celem naszego życia jest zbawienie.

   Ciało jest świątynią duszy, cząstką Boga, którą można porównać do kropli w oceanie. Królestwo Niebieskie jest w nas, ale trzeba uczestniczyć w Mszy św. i łączyć się w Eucharystii z Panem Jezusem.

   Tacy jak ja nie mają lęku przed śmiercią, a nawet jej pragną. Wrogowie wiary mówią, że "pchamy się, aby nas zabić”, ale: „Któż nas może odłączyć od miłości Chrystusowej”? Rz 8, 31b-39 To wielka prawda.

    Dreszcz przepłynął przez serce, bo przed chwilką oglądałem zdjęcie Dody z kochankiem, Nergala, 200 kilogramową 15-latkę i 5-letnie dziewczynki „robione” na gwiazdy, które biorą udział w różnych sesjach.

    W pogańskiej „Super Stacji” szerzą kult dyni i wygłupy przebierańców. Ateizm to nicość, a śmierć oznacza zakopanie. Ci bracia mający wolną wolę - wybierają życie zwierzęce, a później boją się odejścia z tego padołu. Diabeł wie o tym i podsuwa „zabawę”, aby nie modlić się za dusze cierpiące w Czyśćcu.

    W stanie, gdy jestem normalny nie myślę o śmierci, ale po zbliżeniu się Pana Jezusa pragnę umrzeć i wrócić do Boga. Nie ma żadnego sensu „życie dla życia”, gdy czeka nas wieczność i prawdziwe szczęście. Właśnie s. Faustyna mówiła o tym z radia „Maryja”. Nasz pobyt tutaj to chwilka. Dziwne, że ludzie mający rozum w głębi serca wolą zesłanie.    

    W drodze do kościoła odmawiałem koronkę do miłosierdzia, a wzrok przykuł tytuł w „Fakcie” na kiosku: pogodzi ich śmierć. Często tak bywa, że wielu żyje w nienawiści aż do odejścia z ziemi.

    W Mszy św. i nabożeństwie różańcowym uczestniczyłem z pewną formą pustki. Musiałbyś raz zaznać obecności Pana Jezusa, a wówczas wiedziałbyś co w moim pojęciu oznacza „pustka”. Nie dziw się też, że ten Najświętszy Czas na ziemi zawsze jest inny. 

    Podczas Uczty Pańskiej św. Hostia uniosła się i „objęła mnie” z lekkim zagięciem. Pan Jezus wprost przytulił mnie. Jak ci to wytłumaczyć i przekazać? Jakim językiem wyrazić? Niech dowodem będą łzy w oczach, bo nieziemskiej słodyczy zalewającej usta nijak nie zbadasz.

    Kapłan poprosił, aby w ciszy zwrócić się do Pana Jezusa w Monstrancji z naszymi sprawami. Nie wypada mi o nic prosić. Zawołałem tylko z dziękczynieniem:„Matko Najświętsza! Podziękuj Panu Jezusowi za przytulenie”. Napłynął obraz św. Jana, który położył swoją głowę na piersi Zbawiciela. 

   Nabożeństwo trwało godzinę, a łączność z Matką Bożą i Bogiem napływała w sekundowych błyskach. To chwile rozrywające serce. Ciało fizyczne jest zbyt słabe na dłuższe kontakty z Bezmiarem Miłości. Łzy zalały oczy i dopiero teraz chciałbym zostać tutaj, dawać świadectwo wiary i uczestniczyć w chwaleniu Boga.

   Kończę zapis, a na lotnisku Okęcie awaryjnie ląduje Boeing 767 (nie wysunęło się podwozie). Wyobraź sobie serca pasażerów i oczekujących na nich rodzin.

    A jak ja znalazłem się blisko śmierci? Podczas nabierania benzyny w samochodzie obok „wybuchł” gaz. Wystarczyłoby zapomnienie się jakiegoś kierowcy z papierosem...                                          APEL