Marazm z greckiego to ‘osłabienie, wycieńczenie’. Ten stan najlepiej znają lekarze u pacjentów z zanikiem kory mózgowej, który objawia się otępieniem, a kończy osłupieniem.

    Żona wyjątkowo mówiła, że nic jej się nie chce, a w TVN 24 pokazano leniwe niewiasty, które żyją w brudzie. Dzisiaj sam jestem ofiara marazmu fizyczno-duchowego, ale skoncentruję się na stronie duchowej tego ‘zastoju i apatii’.

    Przykładem tkwiących w marazmie duchowym są Żydzi, którzy nie rozumieją słów Pana Jezusa, bo biorą wszystko dosłownie i do dzisiaj dziwią się: jak można żyć na wieki? Przecież: „Abraham umarł i prorocy (...) Czy Ty jesteś większy od ojca naszego Abrahama (...) Kim Ty siebie czynisz? (...) Zanim Abraham stał się, Ja jestem". Porwali więc kamienie, aby je rzucić na Niego. Rdz 17, 3-9

    W drodze na Msze św. poranną napłynął widok kuli ziemskiej i ludu wyprowadzonego z Egiptu. Wprost ujrzałem podział idący od nieba; na dzieci ciemności i światłości. Ludzkość sama prosi się o unicestwienie.

    Już dawno nie byłoby świata, gdyby nie garstka wołających do Boga z różnych zakątków świata. Nasze wołanie powstrzymuje karzącą rękę Boga Ojca. Wystarczyłaby tylko moja modlitwa z serca, bo tak wielkie jest Miłosierdzie Boże.

    Przykro, bo w kościele o tej porze jest garstka, a Pan Jezus skarży się w pieśni: „Ludu mój ludu cóżem ci uczynił?”. Oto przykłady dusz dla których wszystko jest ważniejsze od własnego zbawienia:

- natknąłem się na zapraszanego do kościoła, który odpowiedział z wielką złośliwością: „kto się modli, ten się podli”. Zdziwiłem się, bo później przychodził na poranne Msze św. ale szybko wrócił do normalnego życia, a jest w wieku „odlotowym”.

- minąłem regularnie czekających „na mleko prosto od krowy”, kupujących codzienną prasę oraz wyprowadzających pieski.

- spotkałem gasnącego w oczach, który jeszcze niedawno był ważny, a dzisiaj idzie pochylony i ledwie powłóczy nogami...

- przypomniał się kolega, któremu proponowałem zawiezienie do kościoła, ale nie przyjął zaproszenia.

- w tej grupie są też mieszkający blisko świątyni, którzy chodzą do kościoła tylko z obowiązku.

    Ja dałem przykład ludzi wierzących, których znam i których "spotkałem" w drodze do kościoła. Nie wspominam o ateistach i wrogach Boga, bo to szalejące oceany.

     Mojego stanu nie zmieniła Msza św. wieczorna. Nie miałem najmniejszych przeżyć duchowych i przez cały dzień nie byłem zdolny do niczego. Jest pewne, że cała łaska spłynęła na potrzebujących...  APEL