W sercu trwa rozgoryczenie wczorajszą udręka w Okręgowej Izbie Lekarskiej w Warszawie i powrotem z godzinnym korkiem. Przykro jest, gdy widzisz manipulacje lekarzy udających funkcjonariuszy publicznych...do tego katolików.

    Kiedyś mówiło się „dentysta-sadysta”, a ja dzisiaj tak myślę o wierchuszce samorządu lekarskiego.  Może go naprawić tylko skasowanie, ale przekupili senatora Stanisława Karczewskiego rubryczką w naszym miesięczniku "Puls" ("prezesówce"). Dziwne, bo kolega reprezentuje "prawych i sprawiedliwych"...

    Ci ludzie tak zaprzedali się władzy, że nawet wierzą w to, co wyczyniają. Przed panem prezesem leżało moje pismo, ale...stare! Po zwróceniu uwagi odpowiedział: „stare czy nowe, co za różnica?”.  

    Koledzy złapani na złym uczynku nie chcą naprawić krzywdy i zadośćuczynić, ale uparli się, że moja łaska wiary to choroba. Tą chorobą jest 25 - letnie uczestnictwo w Mszach świętych, posty duchowe, przyjmowanie cierpień zastępczych, poświęcanie każdego dnia w odczytanej intencji.

   Gorzej, bo w moim stanie zagrażam bezpieczeństwu publicznemu. Teraz moją wiarę będą badać profesorowie z psychiatrii. Co ma taki profesor do mojej nadprzyrodzonej łączności z Bogiem Objawionym? Co profesor z psychiatrii wie o mistyce eucharystycznej?

   Zaprotestowałem przeciwko składowi komisji i prosiłem o skład rozszerzony, ale  zostałem zrugany przez członka prezydium ("chyba pan jest naprawdę chory"). Powinien za to trafić do komisji etyki lekarskiej, ale jej szefami robi się lekarzy "zaufanych"...  

    Po rozterkach zdecydowałem się na Mszę św. o 8.00 z późniejszym nabożeństwem różańcowym, które kończy się błogosławieństwo Monstrancją. Podczas przejścia do kościoła omijałem "znajomych" i w tym rozgoryczeniu natknąłem się na zabitego ptaszka.

    Pan Jezus dzisiaj mówił do mnie: „Miłujcie waszych nieprzyjaciół; dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą; błogosławcie  tym, którzy was przeklinają, i módlcie się za tych, którzy was oczerniają. (...) A wasza nagroda będzie wielka (...) Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny”. Łk 6, 27-38

    Przykro, bo przed Monstrancją paliła się tylko jedna świeca (kościelny właśnie dzisiaj nie przybył) i nie działał mikrofon proboszcza. Pocieszyły rozważania różańcowe żony, która klęczała przez całe nabożeństwo z niewiastami z kółka radia Maryja. 

    Prawie byłem nieobecny na tym spotkaniu z Matką Pana naszego, bo rozproszenia w sercu trwały aż do Eucharystii, której przyjęcie wywołało drżenie języka. Sprawiło to zetknięcia się Ducha Jezusa z moim śmiertelnym ciałem. Słodycz i pokój zalały serce i w krótkim czasie zostałem całkowicie przemieniony. 

    Po wyjściu z kościoła przywitało nas słońce i wracałem uniesiony ponad całą nędzę tego świata. Odeszły bezpowrotnie smętki dnia wczorajszego: pojawiła się bliskość MB Pocieszenia oraz Pana Jezusa. Napłynęła moc i wróciła radość życia w oczekiwaniu na powrót do Boga...   APEL