Prawie popłakałem się po spotkaniu znajomego alkoholika, który trzęsąc się prosił o wsparcie finansowe, bo „się rozpadnie”. Pan dał mu znak, bo przebył zawał serca. Po chorobie miał przerwę w picu i zaczął układać sobie życie.

    Mówiłem mu, że umrze, ale kłopoty dopiero się zaczną, bo śmierci nie ma. Żartowałem, że chyba nie trafi do piekła, bo "nikogo nie zabił" (chodzi o ogólne poczucie naszej grzeszności), a na pijackie szarpaniny, a nawet jakieś kopnięcie przymkną oko.

    Zaleciłem, aby drgnął ku Bogu, zawołał jak do ojca ziemskiego, bo sam nie da rady. Ja natomiast pomodlę się dzisiaj i poproszę, aby jego pragnienie alkoholu spadło na mnie. Na odchodne dałem mu na lekarstwo, aby się nie rozpadł, bo ciężki kac ratuje tylko dostarczenie małej ilości alkoholu etylowego (pomaga w spaleniu metylowego odpowiadającego za objawy zatrucia).

   Napłynęły obrazy z mojego życia, serce doznało wstrząsu, a w oczach pojawiły się łzy. Na ten moment św. Paweł mówił: "Błogosławieni ci, których nieprawości zostały odpuszczone i których grzechy zostały zakryte. Błogosławiony mąż, któremu Pan nie poczyta grzechu". Rz 4, 1-8

   Psalmista dodał: „Jeśli zachowasz pamięć o grzechach, Panie / któż się ostoi? / Ale Ty udzielasz przebaczenia, / aby ze czcią Ci służono". Ps 130, 1-6

     Podczas odmawiania różańca fatimskiego (procesja ze świecami z trzykrotnym obejściem kościoła) prosiłem Matkę Pana Jezusa o zmiłowanie się nad znajomym, wołałem także za wszystkich uzależnionych.

   To ogrom cierpienia przytłaczający ludzkość, a różne są jego postacie: pokerzysta Wiśniewski przegrał dom, a wielu tak "spłukanych" popełnia samobójstwo. W telewizji pokazano uzależnionych od miłości do zwierząt.

   Pani na wózku inwalidzkim przygarnęła 800 świń, które zdemolowały jej dom. Przypomniała się Violetta Villas z przytułkiem dla psów. Pokazują też przyjaciół całych chmar kotów w blokach. Ogarnij świat; zbieraczy, uzależnionych od gier komputerowych, erotomanów, itd.

  Podczas wołania napłynęły obrazy autentycznie umierających narkomanów oraz dusza kolegi lekarza, który zginął od relanium (jadł garściami szokując otoczenie).

    Po dwóch latach "poratowany" przeze mnie zmarł, a w kaplicy oprócz kilku osób z najbliższej rodziny nie widziałem żadnego kolegi od "bitki i wypitki"...                                                                            APEL