Podniesienie Krzyża Świętego

    Minęła północ. Dzięki awarii telewizora zamiast oglądania otwartego studia „SS” („jesteście fantastyczni”) słucham radia „Maryja”, gdzie kapłan mówi o czci krzyża Pana Jezusa, a właściwie o dziele jakie się dokonało na Golgocie.

   Ten symbol cierpienia spotykamy wszędzie: od szczytów kościołów aż do naszych piersi. Dzwonią słuchacze, ale w odwrotności do „fantastycznych” nie mówi się o krzyżu smoleńskim.

   Młody człowiek daje świadectwo wiary. Jako niepełnosprawny (dziecięce porażenie mózgowe) przeżył wiele upokorzeń, a po cudzie nawrócenia wszystkim przebaczył. W wielkim uniesieniu mówił o swojej łasce wiary. Teraz uczestniczy w życiu kościoła i wyspecjalizował się w strojeniu świątyń.

   Jego wypowiedź skrócono, a później kapłan przez 45 minut gawędził z panią, która ma „straszne krzyże” i nie może sobie poradzić. Nie zalecił jej skierowanie się do Ducha Świętego, przyjęcie cierpienia oraz uczestniczenie w Mszach św. z codziennym przyjmowaniem Eucharystii.

   To ewidentna manipulacja, bo jeszcze nikt nigdy tak nie nudził. Niesmak, bo to pierwsze godziny wielkiego święta, które wypada w czasie walki z krzyżem Pana Jezusa.

  Tak się stało, że  przed dwoma dniami zreperowałem zaniedbany krzyż postawiony przy drodze w miejscu tragicznej śmierci trzech młodych ludzi (wypadek samochodowy). Pomalowałem drzewo, połączyłem ramiona i przybiłem tabliczkę z nazwiskami ofiar. Serce zalało poczucie ich obecności, a nawet wdzięczności.

    Muszę się za nich pomodlić, bo czuję, że wołają za mnie. Szkoda, że w tym czasie zapomniałem o zapaleniu lampki pod „moim” krzyżem przydrożnym, który podniosłem (upadł ze starości, pękła wielka figura Pana Jezusa). Opieka nad tym najświętszym znakiem na ziemi jest wielka łaską.    

  Jan Pietrzak śpiewa „Nielegalne kwiaty, zakazany krzyż (...) niezniszczalny krzyż, huczą gabinety i imperium drży (...) nielegalny naród, zakazana Polska”, a w ręku ma dyplom od tyg. „Niedziela” za udział w konkursie „Mój krzyż”.

   Na Mszy św. porannej popłynęły słowa św. Pawła: ”Chrystus Jezus, istniejąc w postaci Bożej (...) ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi. (...) uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci, i to śmierci krzyżowej".  Flp 2, 6-11

    A Pan Jezus mówi do Nikodema: "potrzeba, by wywyższono Syna Człowieczego, aby każdy, kto w Niego wierzy, miał życie wieczne”. J 3, 13-17

    Wyszedłem z kościoła zjednany z Panem Jezusem...przepływały obrazy męki Zbawiciela i Jego słowa na krzyżu. Nic nie ukoi duszy w takim stanie oprócz modlitwy czyli rozmowy z Bogiem Ojcem. Pan wskazuje za kogo mam się wstawiać, a to sprawia "krzyk" współcierpiącej duszy, która w trakcie modlitwy odczuwa radość ze zbawiania...zrozumie to ten, który ma podobną łaskę.  

   Przykrość, bo na czuwaniu wieczornym było tylko 14 osób. Piękna litania wszystkich poniżeń Pana Jezusa podczas bestialskiego procesu. Taka  modlitwa w grupie ma wielką moc. Żaden inny, lepszy czyn nie przyniesie  ludzkości większego dobra.

   Wszyscy powtarzają „módl się za nami, wysłuchaj nas Panie, zmiłuj się nad nami”, a ja wołam w tym czasie za tych, którzy przyszli do mnie w nocy. To dusza lekarza, który dał mi zaświadczenie na studia...”Panie Jezu! dodaj mi jego grzechy, uwolnij go”. Poprosiłem jeszcze o duszę zmarłego przed laty bogacza z naszego miasta...

    Tuż po północy zerwał mnie sen...krzyknąłem tylko „och! Jezu!, bo w fazie jawa-sen napłynął obraz mojej śmierci: leżałem z uniesioną ręką jakby w prośbie, a kapłan dawał mi Ostatnie Namaszczenie. Ku mojej radości na czole wykonał mi znak krzyża świętego, a ja zawsze proszę o tą łaskę...

   Jak odczytałem intencję? Z radia Maryja płynęła piosenka o niesieniu krzyża z refrenem: „O! Panie mój! O! Panie mój! Przyjacielem Twego krzyża pragnę być”...                                                   APEL