W naszej parafii jest dodatkowa droga krzyżowa. Trzy razy szedłem z krzyżem, ale teraz mam zaproszenie na pierwsze nabożeństwo. Ja nie wiem dlaczego i nie dochodzę tego.

    Idę na Mszę św. poranną, budzi się piękny dzień, śpiewają ptaszki, a duszę zalewa radość z czekającego mnie spotkania z Panem Jezusem. Tej miłości nie mogę opisać, bo to serce w Sercu Boga. 

   Pan jest ze mną, przy mnie, przede mną i wszędzie, a ciało fizyczne wprost płynie w uniesieniu. Żadnym językiem tego nie wyrazisz. Po drodze pragnę wołać do  spotykanych ludzi: „chodźcie ze mną do Jezusa, chodźcie do Światła, które nigdy nie gaśnie”. Nawet modlitwa jest niemożliwa, a dzisiaj piątek.

    „Panie Jezu! Kocham Cię ponad moje życie. Dziękuję Ci za tą łaskę”! Nie zrozumie tego normalny człowiek, bo nawet prymas J. Glemp mówił o ks. Jerzym Popiełuszce, że „sam prosił się o śmierć”.

    Gdybym nie posłuchał zaproszenia nie miałbym tych wielkich przeżyć duchowych, a nie wiem, co mnie jeszcze spotka.

    Właśnie prorok Jeremiasz wzywa pomocy Boga, bo jego życie jest zagrożone: "Panie Zastępów, Ty, który doświadczasz sprawiedliwego, patrzysz na sumienie i serce, (...)  Tobie bowiem powierzyłem swą sprawę. Śpiewajcie Panu, wysławiajcie Pana”. Jr 20, 10-13  

  Po Komunii św. siostra śpiewała o Bogu utajonym w chlebie, „patrzyli” Aniołowie pilnujący Tabernakulum, a w tym czasie Ciało Pana Jezusa jednało się z moją duszą.

   Specjalnie poczekałem na małżeństwo znajomych w starszym wieku. Jeszcze sprawni, mieszkają blisko, a nawet mają samochód. Proszę, aby przychodzili codziennie na Msze św., a nawet dwa razy dziennie. W ten sposób będą uczestniczyli w zbawianiu dusz, które wyjdą później na ich spotkanie, bo jesteśmy po śmierci.   

    Dołączyła do nas staruszka, która codziennie przychodzi do kościoła: „Ta pani jest świadkiem, bo nie ja was zapraszam, ale Pan Bóg czyni to przeze mnie. Jeżeli nie przyjmiecie zaproszenia to weźmiemy ludzi z rogów ulic. Po tamtej stronie podziękujecie mi, bo wszystko jest prawdziwe w naszym kościele. Nie ma śmierci, natychmiast jesteśmy. Przecież wiecie jak żyłem. Szatan chciał mnie zabić wódką i kartami. Kolega jak przegrywał to dolewał mi z mojej butelki”.

     Babcia - świadek zgłosiła swoją wątpliwość:

-  Ja chcę się wypisać z kółka radia „Maryja”, bo trzeba płacić 10 złoty / miesiąc

-  Te 10 złotych jest Pana Boga, a wychodząc z kościoła znajdzie pani dwadzieścia. Z partii się pani nie wypisała, a...

-  Z partii wypisałam się po dwóch miesiącach!

-  Zobaczcie niewierną: najpierw partii, a teraz Matce Pana Jezusa!

   Śmiejemy się jak dzieci Boże, bo w małym mieście wszyscy się znają!. Tak Pan spełnił moje pragnienie ewangelizowania.

   Droga krzyżowa „młodzieżowa” miała piękną oprawę muzyczną, ale nie było modlitw ludu, a rozważania nie miały Ducha Bożego. Proboszczowi zaproponowałem przekazanie moich rozważań, które właśnie odnalazłem i spróbuję opracować na Wielki Piątek. 

    Po Komunii św. zostałem na nabożeństwie dla Matki Bożej i dokładnie słuchałem czytanej Ew J 10, 31-42, a dzisiaj Żydzi porwali kamienie, aby Jezusa ukamienować.

     Przypomniał się czytany przekaz do widzącej Marii Valtorty z wizją Pana Jezusa nauczającego...*

    << Ja, tu, w domu Mojego Ojca, głoszę, że jestem Kimś więcej niż Prorokiem.

    Jezus staje z rękami skrzyżowanymi na piersiach. Wszedł na kamienną ławę, aby być jeszcze wyżej i aby Go widziano. Stamtąd panuje nad nimi promieniami Swoich szafirowych oczu. Pa­nuje i ciska błyskawice.

    Jest majestatyczny do tego stopnia, że ich paraliżuje. Zamiast ciskać kamieniami, wyrzucają je lub trzy­mają w rękach, lecz nie mają już śmiałości, żeby nimi rzucać w Niego.

    Nawet wrzawa cichnie, aby ustąpić miejsca dziwnemu przerażeniu. To naprawdę Bóg się ukazuje w Chrystusie. A kiedy Bóg się ujawnia w ten sposób, człowiek, nawet najbardziej zuchwały, staje się mały i przerażony. >>

    W drodze z kościoła spotkane kobiety powiedziały, że na porannej drodze krzyżowej wśród wiernych było wielu mężczyzn, a nawet „działaczy religijnych”, ale nie miał kto nieść krzyża Pana Jezusa.

    Cały dzień towarzyszył mi obraz dłoni Chrystusa w którą oprawca wbija wielki gwóźdź (okładka „Idziemy”), a teraz gdy kończę napłynęła nazwa delikatesów: „Piotr i Paweł”.

   To moi poprzednicy, którzy umiłowali Pana Jezusa ponad swoje życie. Przypomina się dzisiejsze wołanie psalmisty (Ps 18/17): „Miłuję Cię, Panie, mocy moja, Panie (...) mój wybawicielu. Boże, skało moja (...) moja obrono”.  

     Popłakałem się jak św. Piotr...                                                                                            APEL          

* Vox Domini. „Poemat Boga-Człowieka” ks. czwarta cześć szósta str. 288-289 „Jezus w czasie poświęcenia świątyni”.