Dzisiaj jadę do sądu w charakterze świadka wypadku, który widziałem wcześniej w w symbolicznym śnie "do przodu"...kapłan podał mi olej święty, którym się namaściłem, a ujrzenie kielicha z winem wywołało pragnienie Najświętszej Krwi Pana Jezusa. Mignęła też twarz kościelnego.

    W drodze na Mszę św. trafiłem na ten wypadek w którym moja pacjentka idąca do kościoła została potrącona na pasach przez motocyklistę. W oczekiwaniu na pogotowie odpowiednio ułożyłem umierającą, ale nie wezwałem kapłana (Ostatnie Namaszczenie), a obok stał kościelny ze snu!

    Na Mszy św. trwało rozproszenie sprawą. Dzisiaj lud zbuntował się przeciw Bogu i utworzył sobie cielca.  „(...) zrobili cielca i pokłon oddawali bożkowi odlanemu ze złota. Zapomnieli Boga, który ich ocalił (...)”. Ps 106, 19-23

    Na drzwiach sądu wzrok przykuł wielki plakat „Będziesz świadkiem”, a w sercu słowa Pana Jezusa: „będziecie świadkami moimi”. Na rozprawie powiedziałem o śnie, a później przesłałem pismo z refleksjami oraz intencję z dnia wypadku (20.10.2010), która jest w dzienniku duchowym.

    „Proszę spojrzeć na wszystko od strony Boga Ojca. Nasz los jest określony, ale błędny jest determinizm (”co ma być to będzie”). Na większość zdarzeń z naszego życie nie mamy żadnego wpływu: czas narodzin, płeć, miejsce i rodzina, obciążenie chorobami, a na końcu długość naszego życia i charakter śmierci.

    Tylko Bóg może to zmienić i sprawić śmierć dobrą (z Ostatnim Namaszczeniem) oraz godną (vide Jan Paweł II). Mój sen świadczy o zejściu się losów ofiary wypadku oraz sprawcy zdarzenia. Ofiara wypadku żyje i nigdy nie chciałaby tu wrócić. Nawet cierpi z powodu wielkich kłopotów motocyklisty i niewinnych rodziców.

    Śmierć oznacza nasze wyzwolenie (odpada ciało). Krótko mówiąc: nie ma śmierci, bo to początek życie duszy (wieczność). To proste dla mnie, ale trudne do przeskoczenia dla normalnych, którzy kochają ten świat, używanie życia, a na końcu „zakopanie”.

    Jest zrozumiałe, że sąd nie może opierać się na „takich dowodach”, bo „sen snem”, a karę za nasze czyny określają odpowiednie paragrafy. Proszę, aby na sprawę spojrzeć z perspektywy wieczności”.

    Wróciłem na Mszę św. wieczorną, ale rozproszenia były jeszcze większe, bo zerwała się straszliwa wichura, która waliła drzwiami kościoła. Dopiero po odczycie intencji jasne stały się moje świadectwa wiary (w czasie tej doby duchowej):

1.  w sądzie (rozmowy, zeznanie i pisma)...   

2. na ulicy

    Pod kościołem zaczepił mnie znajomy („wywiadowca”). Jednym tchem opowiedziałem mu  o stanie mojej duszy przed i po Komunii św., naszej marności, życiu po śmierci, potrzebie uświęcania się. Na pożegnanie powiedziałem: ”do zobaczenia w kościele”, ale nigdy tam nie przybył. 

   Dekarzowi mówiłem o potrzebie wołania do św. Michała Archanioła, bo ma zawód niebezpieczny oraz do św. Józefa, Dobrego Robotnika. Każdą pracę trzeba zaczynać od modlitwy, bo nawet pogoda jest ważna. Wiedział o co chodzi, ponieważ po zdjęciu dachu nad domem kolegi zerwała się nawałnica z piorunami.

3. następnego dnia będę niósł krzyż na rekolekcjach i zawołam do św. Weroniki, aby pocieszyła usłużną kasjerkę, po drodze krzyżowej rozmawiałem z panią, która często dyskutuje z niewierzącymi.

4. wysłałem świadectwo wiary do zakładu prawa medycznego

    Nie byłem pewny intencji, ale w spokoju zacząłem czytać dzisiejszą Dobra Nowinę (J 5, 31-47):

 "Gdybym Ja wydawał świadectwo o sobie samym, sąd mój nie byłby prawdziwy. 

 (...) Wysłaliście poselstwo do Jana i on dał świadectwo prawdzie. Ja nie zważam na świadectwo człowieka (...) Ja mam świadectwo większe od Janowego.

(...) dzieła, które czynię, świadczą o Mnie,

(...) Ojciec, który Mnie posłał, On dał o Mnie świadectwo.

(...) Badacie Pisma (...) to one właśnie dają o Mnie świadectwo.

(...) Gdybyście jednak uwierzyli Mojżeszowi, to byście i Mnie uwierzyli”...                                         APEL