W drodze na Mszę św. wołałem: „za stęsknionych za Bogiem”, ale modlitwa nie idzie, bo ta tęsknota wystąpi jutro. Piszę, aby wskazać na błąd odczytu woli Boga Ojca. Dodatkowo rozpraszały wybory, wielkie i zbyteczne koszty, bo „podziały” są pozorowane, a nazwy ukrywają lokalne układy.

  Po Komunii św. siostra śpiewała: „Chryste umocnij nas. Dobry Jezu”. Łzy zalały oczy, a ukojenie spłynęło na duszę. Tylko Bóg może dać ten skarb. W takich momentach niczego innego nie pragnę i nie potrzebuję.

   Teraz, gdy przeważa we mnie Pan Jezus mogę każdego, któremu jestem niechętny przytulić. Pan wprost mówi: nie oceniaj i nie sądź, bo widzisz tylko zewnętrznie, a nie znasz duszy „wroga”.  

W drodze z kościoła spotkałem trzy wdowy:

- pierwszej mówiłem, że celem naszego życia jest ś w i ę t o ś ć, która kojarzy się z osobą obejmującą krzyż i patrzącą w niebo, a to zadanie dla każdego, bo inaczej nie trafisz do Królestwa Bożego.   

- drugą zaprosiłem do kościoła, bo mimo ciężkiej choroby - mieszka blisko, a jej zmarły mąż wymaga pomocy modlitewnej.

  Do końca życia omijał wiarę, a Kościół katolicki oceniał przez pryzmat kapłanów i rozmodlonej niewiasty, która „każde dziecko ma z innym”.

- wdowa trzecia zatrzymała mnie i zaprosiła na Mszę św. za zmarłego męża. To kobieta twarda, ale zauważyłem łzy w jej oczach.

    Powiedziałem jej, że: „mąż żyje i jest mu przykro, że ona cierpi z powodu rozłąki, ale nie wolno go wzywać, bo jest w innej rzeczywistości i nigdy nie chciałby tu wrócić, nie może już nic uczynić dla siebie, wymaga pomocy duchowej...szkoda, że nie korzystał z moich zaproszeń do kościoła”. Ja mam z nią przykre przeżycia, a teraz moje serce zobaczyło kobietę cierpiącą.

    Gdybym nie wyszedł na Mszę św. wieczorną nie odczytałbym intencji modlitewnej dnia. Trafiłem na klepsydrę: żonaty mężczyzna popełnił samobójstwo. Dopiero teraz duszę koi wołanie do Nieba.

    Człowiek normalny zapyta: po co łaknąć cierpienia, a później koić go modlitwami? To łaska służenia Bogu naszemu przynosząca zbawianie żyjącym i zmarłym (wyzwalanie z Czyśćca).

    Wracają zdarzenia poranne i przesuwają się wdowy: po ofiarach katastrofy smoleńskiej, z mojego bloku, pracy. Napłynął obraz takiej niewiasty z wieżowca wielkiego miasta. Płakała po śmierci męża, bo sama nie zejdzie, a windy zdemolowane i zabrudzone.

   „Panie Jezu! jeżeli jeszcze żyje, proszę, abyś ją pocieszył”. Bóg ma nieograniczone możliwości. Taka prośba za osobę obcą przebija Najświętsze Serce Najlepszego Ojca.

  Dzisiaj wspomnienie bł. Salomei, która po śmierci męża wstąpiła do zakonu („białe małżeństwo”).  Msza św. była zamówiona przez wdowę ubraną na czarno.

   Pan Jezus mówi (Łk 12, 33): „Sprzedajcie wasze mienie i dajcie jałmużnę”, a w myśli „wdowi grosz”.  Modlitwy kończę pod figurą Matki Bożej, wdowie po św. Józefie...                                       APEL