Prószy śnieg, zimno i wiatr, a w sercu mam wielka radość, ponieważ biegnę do Pana...Anioł Pański i Pod Twoją Obronę. Przy figurze Matki Bożej wyrwało się wołanie: Matko moja i Pani nasza! Tylko kilkanaście osób i aż prosi się o małą i ciepłą kaplicę dla takiego grona.
Napłynęły obrazy ludzi, którzy żyją tylko tym światem. Dzisiaj, gdy to opracowuję (13.09.2013) do 5.00 rano pisałem polemikę z artykułami chirurga prof. Tadeusza Tołłoczki (84 lata), który reprezentuje racjonalizm („Myślę więc jestem”) i trzyma się teorii ewolucji, która dawno upadła, bo inne są ciągi kodów genetycznych małp i ludzi...nasze sięgają Adama i Ewy.
Jakże na ten moment pasują czytania: „Głupi /../ z dóbr widzialnych nie zdołali poznać Tego, który jest, patrząc na dzieła nie poznali Twórcy /../ z wielkości i piękna stworzeń poznaje się przez podobieństwo ich Stwórcę /../ zdobyli na tyle wiedzy, by móc ogarnąć wszechświat, jakże nie mogli rychlej znaleźć jego Pana”. Mdr 13,1-9
Płynie Psalm 19, gdzie „Niebiosa głoszą chwałę Pana Boga", a Pan Jezus zapowiada swoje niespodziewane nadejście: „jeden będzie wzięty, a drugi zostawiony". To prawda, bo wielu do kościoła trafia dopiero po śmierci...tak też mogło być ze mną!
W pracy trafiłem na nawał, złość i zamieszanie. Dodatkowo zły kusił dyskusją z nienawracalnymi ateistami...nie dotknie taki to nie uwierzy. Później odmówiłem za nich koronkę do miłosierdzia.
Sprawdził się bałagan ze snu, bo niespodziewanie przybyli malarze i musiałem zwolnić gabinet. W przerwie znalazłem się domu, gdzie wzrok zatrzymały „Szatańskie wersety", a pod palcem trafiłem na zdanie: lepiej jest wierzyć w rozum niż w cuda.
Jakby dla przeciwwagi przeczytałem słowa Matki Bożej, która mówi: ukazuję się w wielu różnych miejscach, aby wzywać Moje dzieci, by was przywołać...pragnę bowiem byście przyszli do Mego kościoła. A Pan zapytał mnie przez widzącą: „czy wierzysz w to wszystko nawet wtedy, kiedy nie potrafisz Mnie ujrzeć oczami ciała”?
Dobrze znoszę post w intencji pokoju na świecie, bo zjadłem tylko kilka kawałków chleba. Pod krzyżem Pana Jezusa poprawiłem kwiaty, postawiłem dwie lampki i przeżegnałem się, a radość zalała serce. Podczas spaceru odmówiłem moja modlitwę.
Dzisiaj, gdy to opracowuję (13.09.2013) też poszczę i w drodze pod „mój" krzyż prawie umierałem podczas wołania do Boga za tych, którzy nie widzą cudu stworzenia i dodawałem do nich Pana Profesora.
Ludzie nie znają słodyczy krzyża i radości z uwielbienia Zbawiciela. Zapaliłem pierwszą lampkę po sezonie letnim i podlałem kwiaty. „Dziękuję Ojcze za ten piękny dzień"... APEL