Tuż po wstaniu poprosiłem Pana Jezusa o ochronę w tym tygodniu, abym nie wpadał w pułapki szatana i nie marnował czasu. Jakby na znak odpiął mi się zegarek („gubienie czasu”).
Szatan nienawidzi mnie i szkodzi mi w perfidny sposób. W czasie, gdy piłem wódkę nie miał problemu, bo łamał mnie jednym kieliszeczkiem, a teraz przeszkadza w zapisach, a nawet je psuje...tak stanie się dzisiaj.
Podjąłem decyzję, że pójdę na Mszę św. o 7.30 a moja dusza zaczęła śpiewać „Idzie mój Pan, idzie mój Pan”. Pod kościołem wpadłem na żonę byłego funkcjonariusza partyjnego i po raz ostatni zaprosiłem ją do Domu Boga z zapytaniem...gdzie trafi po śmierci?
Dobrze, że przybyliśmy z żoną, bo były dwie intencje za dusze zmarłych, a wiernych raptem 3 osoby! Jakby dla mnie wyszedł spowiednik i zostałem oczyszczony, bo szatan znowu podsuwa mi kolegów z Izby Lekarskiej, którzy włączyli się w zaplanowaną walkę z krzyżem i swoją wiarą!
Dzisiaj Pan Jezus w Ew (M 5, 1-120) powie: „Błogosławieni jesteście, gdy ludzie wam urągają i prześladują was, i gdy mówią kłamliwie wszystko złe na was z mego powodu. Cieszcie się i radujcie, albowiem wielka jest wasza nagroda w niebie. Tak bowiem prześladowali proroków, którzy byli przed wami".
W nocy czytałem przekaz Pana Jezusa do Marii Valtorty, gdzie nawet zakreśliłem słowa o tym, że całkowite uzdrowienia serca można uzyskać poprzez świętą skruchę.
Ja naprawdę żałują i wprost płaczę po uchybieniach, które mogą ranić Pana Jezusa. Płynie pieśń „Serce me do Ciebie wznoszę. Panie szukam Cię”...tak jest naprawdę i wiem, że w tym momencie Bóg mnie błogosławi.
Przed Eucharystią padłem na dwa kolana, a przypomniało się zdjęcie Hindusa, który w takiej pozycji pochylił się i chwycił twarz w dłonie, bo czekał na niego nasz papież z Ciałem Pana Jezusa. Pozostałem sam w kościele, bo w tak krótkim czasie zaznałem tylu łask...
”Pod Twoją obronę uciekamy się Święta Boża Rodzicielko”...płynie zadana „pokuta”. Podjechaliśmy pod krzyż, gdzie żona posadziła nowe kwiaty. „Dziękuję Panie Jezu, dziękuję”. Piszę to i ciężko wzdycham z sercem pełnym bólu.
W tym stanie zły podsunął mi opracowywanie starego zapisu, później spieszyłem się, źle edytowałem, a nie potrafiłem wejść na zaplecze strony. Ten trick („1991”) sprawił, że straciłem pokój i spóźniłem się na rozpoczęcie nabożeństwa do NSPJ,
Napłynęła pokusa, aby nie brać chorągwi w dzisiejszej procesji, bo „boli mnie prawy bark”! Piszę „te głupoty” po to, aby ujawnić jak działa bestia i co podsuwa każdemu!
Na nabożeństwie wieczornym w oktawie Bożego Ciała padłem na kolana i tak trwałem podczas śpiewania litanii. Przed procesją i wzięciem wielkiej chorągwi z Trójcą Świętą poprosiłem: „Boże daj moc”! Pierwszy raz w życiu podczas jej niesienia poczułem jak wielka to łaska...
W takim momencie rozumiesz słowa św. Pawła (2 Kor, 1-7) o Bogu pełnym miłosierdzia i „wszelkiej pociechy (...) w każdym naszym utrapieniu, byśmy sami mogli pocieszać tych, co są w jakiejkolwiek udręce (...)”...
Później w oczekiwaniu na błogosławieństwo Monstrancją łzy zalały oczy, przytuliłem się do drzewca, wprost objąłem „mój skarb” z wizerunkiem Boga Ojca i św. Piotra i Pawła. Wśród błogosławieństw Pana Jezusa w moją duszę wpadło: Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą... APEL