Boże Narodzenie.

       Żona obudziła mnie, a smutek zalał serce, bo dzisiaj mam dyżur w pogotowiu. Brzydko, pada...nawet „towarzysze" nie napierają przy garażu. To lud o twardych sercach, obdarowany przez  „władzę ludową” i wierny jej końca.

    Podczas przejazdu spotykam znajome twarze. Jedna z pań wyszła przed dom w koszuli nocnej...brak tylko chorągiewki w ręku! Rozmawiam z kolegami-lekarzami, których system zniewolił i teraz nie wiedzą jak wybrnąć z sytuacji. Przykro, bo nie wracają do Pana Jezusa! 

    Napłynęła scena ofiarowania Pana Jezusa Bogu oraz Jego odnalezienie w Świątyni, a moje serce zalało pragnienie rozmawiania o Bogu Ojcu. Wykorzystuję moment i mówię im o duszy i kłopotach po śmierci.

    Z tv płyną obrazy z Betlejem, gdzie przybywają - przyprowadzani przez przewodników duchowych - ludzie o różnych językach i kolorze skóry. Przypomina to naszą wędrówkę do Ojczyzny Niebieskiej dokąd wracają dusze spragnione Boga. Ja mam Tam przyprowadzić taką właśnie pielgrzymkę! 

    Napłynęło pragnienie modlitw, a radość zalała serce, bo trafił się wyjazd do zgonu w odległej wiosce. Z radością i wstydem poprosiłem, aby Pan Jezus przybył do mnie jako Dzieciątko na rękach Matki. Płynie cz. chwalebna różańca oraz różaniec Pana Jezusa przy którym w duszy nucę: „zmartwychwstał Pan...zmartwychwstał Pan”. Podczas odmawiania „Wniebowstąpienia" w oddali ujrzałem wieżę kościoła! Jakże to piękne.

    W tym momencie uświadomiłem sobie, że w Adwencie przerwałem abstynencję. Zły skusił mnie kilkoma kieliszkami, a tak byłem pewny swego...nawet chwaliłem się wyrzeczeniem! Wrócił czas, gdy byłem pustynią duchową! Przepływają lata życia, którego wstydzę się jeszcze dzisiaj. Na ten moment z radia płyną słowa piosenki: „Miłość ci wszystko wybaczy, bo miłość mój miły to Ja”.

    Później Pan Jezus powie do mnie z  "Prawdziwego Życia w Bogu”, że przybył do mojej komnaty (pokoju lekarza dyżurnego, a właściwie do mojego serca): „To Ja, Jezus. Nie bój się, nieustannie będę cię ocalał. Twoje ciało jest słabe /../”.  

    Moja pacjentka, "babcia różańcowa", święta starowinka leży w trumnie, a płaczą nad nią opiekujący się, obcy ludzie. Mężczyzna mówił jej, że umrze, ponieważ miał sen, który zawsze sprawdzał się przed śmiercią kogoś bliskiego: owieczka i Pan Jezus na krzyżu! Wypisuję kartę zgonu, a na ten moment wpada "orszak" rodzinny żądający wyjaśnienia przyczyny śmierci ciężko chorej!

    - Babcia prowadziła życie modlitewne, a szatan chce zakłócić pokój podczas jej pochówku! Powtórzyłem to dwa razy przestrzegając przed zgłoszeniem na policję (włóczenie zwłok, niepotrzebna sekcja i koszty).

   Ból zalał duszę z powodu spotkania ludzi o twardym sercu: personel oglądający film amerykański i gadający o niczym, koledzy lekarze oraz pilnujący mnie. Przepływają całe narody...w tym wybrany, który trwa w odwróceniu od Boga.  Właśnie dzisiaj spikerka „Teleexpressu" szydzi ze świąt! Przykro mi, bo tych braci jest większość.

    Południe. „Anioł Pański". Napłynęło pragnienie spotkania żony i podziękowania jej za dobre serce i wysiłek (aż się rozchorowała). Kolega wyjechał na obiad, a na mnie trafił nawał chorych: dzieciątko z gorączką, młoda z kaszlem i dusznością, dziewczynka z rumieniem zakaźnym, odczyn alergiczny u kobiety, 55-letnia pragnąca „pożyć jeszcze 10 lat”, niejasne krwawienie z przewodu pokarmowego u staruszka oraz dziadek z ciężkim zapaleniem płuc...

    Złapała mnie senność, ale Pan ponownie powiedział z w/w księgi: „Nie śpij, ponieważ to są  c z a s y  w których powinno się być bardziej niż kiedykolwiek przebudzonym i czuwającym”.

    W ciemności padłem na kolana i odmawiałem moje modlitwy. „Dziękuję Panie Jezu! Dziękuję Panie za ten dzień!”.                                                                                   APEL