Św. Augustyna

   Obudziłem się o 4.00 tuż po nawałnicy i odmówiłem koronkę do miłosierdzia Bożego. Wraca sprawa usunięcia krzyża sprzed Belwederu...z próbą realizacji „porozumienia”, bo to „krzyż harcerski”.

    Szkoda, że ten krzyż nie jest „partyjny”, bo Ryszard Kalisz zaczyna cytować Biblię: „nie będziesz dwom panom służył”. Kapłan, który miałby wiarę „jak ziarnko gorczycy” nigdy nie wyszedłby w celu zabrania ludziom świętego znaku naszej wiary.

  Przed tygodniem zetknąłem się z krzyżem, który powinien stanąć przed Belwederem:

1. wyryty napis; Bóg, Honor. Ojczyzna

2. u stóp Pana Jezusa zarys Rzeczpospolitej

3. obok kilka kamieni, ale wystarczyłby z napisem Katyń...jako symbol cierpienia.

    Nikt nie rozumie wiedzących, że mamy Boga Ojca i tylko On powinien być tematem naszych rozmów. Mądrzy tego świata natychmiast określają to jako: mesjanizm, kultyzm, obsesja lub stwierdzają chorobę psychiczną. Trudno to podważyć, bo jak się wytłumaczysz?

     Właśnie płynie film dokumentalny „Stopy uwolnione z więzów” o dwóch Chinkach, które brały udział w rewolucji kulturalnej (1937r). Z armią rewolucyjną przeszły - o chłodzie i głodzie, w ciągłym zagrożeniu życia - 12.5 tysiąca kilometrów! Ten obłęd nie dziwi, a nawet wywołuje podziw dla omamionych „bohaterek”. Co większego mógłbyś uczynić dla Pana Jezusa?

   W smutku i bólu odmawiam moją modlitwę. Podczas spaceru spotkałem samotnego psa, który zaczął mi towarzyszyć...”samotnyś jak pies”, ale pobiegł do wyjących kamratów, a ja trafiłem pod krzyż, gdzie przed rokiem zginął młodzieniec.

  Napłynął obraz Pana Jezusa na krzyżu: „Boże, mój Boże czemuś Mnie opuścił”? Pies wrócił...spotkałem też smutną babcię ofiary. Ona najlepiej rozumie, co oznacza postawienie krzyża i oraz jego usunięcie nocą, czego dokonała matka HGW w  Warszawie.

   W „Wyznaniach” św. Augustyn pisze o bólu rozstania z przyjacielem: „(...) ogarnia taka żałość, gdy umiera przyjaciel, i taki mrok bólu (...) serce tonie we łzach i utrata życia, (...) śmiercią staje się dla żyjących (...)”.*

   Na ten moment Pan Jezus mówi:: „(...) Nie bądźcie smutni i nie płaczcie! (...) Śmierć traci swe okrucieństwo, gdyż strata syna, małżonka, ojca, matki lub brata staje się oddzieleniem chwilowym i ograniczonym. (...) Dusza nic nie traci przez śmierć krewnego, który odszedł. Przeciwnie, wolność jest ograniczona tylko z jednej strony: u tego, który przeżył. Jego dusza jest jeszcze ściśnięta w ciele. (...)”.**

   Nasze zesłanie, pobyt w ciele to właśnie „opuszczenie” przez Boga. Stąd moje zdziwienie, gdy większość wierzących pragnie pobytu poza Domem Boga.  

    Płyną słowa psalmu wyrażającego tęsknotę za Bogiem, którą odczuwam w czasie ekstaz. Kapłan wychodzi z Panem Jezusem i intonuje: „Pan Jezus już się zbliża”...serce doznało skurczu, a łzy cisną się do oczu.  Padłem na kolana, a Pan przyszedł w trójkątnej św. Hostii. 

    Pięknie śpiewają kobiety bez organów, a duszę ukoiła delikatna muzyka...tak chciałbym tu zostać! Przy wyjściu ze świątyni w ręku znalazł się obrazek bł. ks. Jerzego Popiełuszki, którego przed bestialskim morderstwem wszyscy opuścili.                                                                                         APEL

*  „Wyznania”  ks. czwarta, IX   ** „Poemat Boga-Człowieka” M. Valtorta ks.3 c.4 str. 220