Wczoraj, mój ulubiony prorok Izajasz wołał zapowiadając mękę Pana Jezusa: „Podałem grzbiet mój bijącym i policzki moje rwącym mi brodę. Nie zasłoniłem mojej twarzy przed zniewagami i opluciem. Pan Bóg mnie wspomaga (...)”. Iz 50

   Uczniowie do końca nie mogli pojąć, że Pan Jezus na śmierć idzie dobrowolnie, a Bartłomiej wskazywał na szaloną obsesję. Trwa to do dzisiaj, bo większość ludzkości nie chce żyć w Królestwie Niebieskim na ziemi, a sprawia to Msza św. z Eucharystią.     

    Na nabożeństwie wieczornym trafiłem przed grób Pana Jezusa zawiniętego w całun. Podczas pieśni o śmierci moja dusza doznała wstrząsu i popłakałem się. W uniesieniu duchowym nasz kościół stał się piękny. Nie potrafię tego opisać.

    Świętą Hostię trzymałem w ustach jak największy skarb i do końca klęczałem. Moje obecne życie (mistyka eucharystyczna) nie miałoby żadnego sensu bez tego Cudu Ostatniego.

    Po Mszy św. lud śpiewał „Gorzkie żale”, które rozrywały serce, wyciskały łzy i nie pozwalały opuścić Pana Jezusa. Przypomniał się lament Matki Bożej z wizji Marii Valtorty:

    „Jezu! Jezu! Gdzie jesteś? Czy słyszysz Twą biedną Mamę (...) Nikt nie odpowiada na Mój krzyk. (...) Jak długo potrwa to piekło dla Twojej Mamy? (...) Spójrz na Moje serce, o Boże, który uderzyłeś Mnie w Moim Dziecku! (...) Powróć , powróć, drogi Synu, święty Synu! Umieram. Nie wytrzymam tak wielkiej rozpaczy. Ukaż Mi na nowo Twe Oblicze. Zawołaj Mnie jeszcze”.* 

    Wróciłem na modlitwy brewiarzowe, bo dzisiaj jest dzień wdzięczności za Sakrament Kapłaństwa i za Eucharystię, ale inaczej wyobrażam sobie ten czas, bo ja chciałbym wołać do Boga z otwartego serca.

  Podczas świętej ciszy popłakałem się z powodu rozstania z Panem Jezusem oraz czekającej Zbawiciela okrutnej śmierci, bo dzisiaj trafił do ciemnicy. Taki sam ból rozrywał serca apostołów w tamtym czasie, bo dzieło Boga naszego jest wieczne i niezmienne.

    Zapatrzyłem się w płomień świecy i migający cień krzyżyka na ścianie oraz w Zbawiciela. Dzisiaj powinniśmy czuwać do rana, a ja zostałem sam w pustym kościele. „Jezu! och Jezu! Panie! wszyscy Cię opuścili. Tak bardzo obdarowane miasto, a tu garstka”. 

    W końcu wyszedłem, bo zaczęli schodzić się moi ochroniarze, a proboszcz czekał na zamknięcie kościoła. Nic się nie zmieniło, bo dalej rodzą się Judasze i Kainowie atakujący bluźnierstwami i złymi czynami Pana Jezusa, a przez to zabijający swoje odkupione dusze!

    W smutku trafiłem pod mój krzyż, aby sprawdzić czy płonie lampka, bo była wichura. To uczucie znają przeżywający rocznicę śmierci kogoś ukochanego ponad życie. Ja sam zostałem zaskoczony tym cierpieniem.

   W nocy dalej wołałem za mających kłopoty z przystąpieniem do spowiedzi, a rano zbudziły mnie rozrywające serce lamentacje, których słuchała żona („Pieśni postne”)...                                         APEL