Ta intencja jest dowodem na odczytywanie przeze mnie „mowy Nieba”, bo nawet nie znałem znaczenia tego słowa (wpisz: agresja werbalna). Ten charyzmat stał się początkiem takiej właśnie agresji na moją osobę ze strony Izby Lekarskiej oraz nasłanych na mnie psychiatrów - ateistów, którzy negują istnienie natchnień, bo Tam Nic Nie Ma!
Wiedziałem, że dzisiaj jest rocznica agresji sowieckiej na naszą ojczyznę, której następstwa trwają, a ich symbolem stał się Smoleńsk. Tuż po przebudzeniu myśl uciekła do biedaków zrywanych w środku tamtej nocy...wprost trudno to sobie wyobrazić.
Napłynęło zaproszenie na Mszę św. o 6.30 i w drodze do kościoła próbowałem wołać za „wrogów mojej ojczyzny”, bo upadająca władza z dworakami wpadła w panikę i naprawdę może szkodzić, ale modlitwa „nie szła”, bo jej powód był moim wymysłem!
Nie docierały czytania, bo źle się czułem i dopiero Eucharystia, która ułożyła się jak parasol na podniebieniu („ochronnie”) całkowicie odmieniła mój stan. Z powodu uniesienia duchowego (ekstazy) siedziałem na ławce placu kościelnego wołając za psalmistą: „jak miła jest Świątynia Twoja, Panie...tak tu dobrze Boże...och! Jezu”.
Przez wiele dni nie mogłem odczytać intencji, ale zanotowałem „duchowość zdarzeń” ;
1. wzrok przykuła zabrana z kościoła powieść Pawła Zuchniewicza „Prymas w Stoczku” z uśmiechającym się kard. Stefanem Wyszyńskim
2. w telewizji Trwam trafiłem na audycję o ks. Jerzym Popiełuszce
3. napłynęła inwigilacja Karola Wojtyły z późniejszym zamachem na jego życie
4. wypłynęła też moja sprawa, bo nękanie przez Izbę Lekarską trwa już 8 lat (od 2007 r.), a sprytnie uniemożliwia się kontakt z Ministrem Zdrowia!
Właśnie na poczcie odebrałem „Puls” („prezesówkę” OIL w W-wie przy Puławskiej 18), gdzie Rzecznik Praw Lekarzy opisał swoje perturbacje z infekcją układu moczowego (art. „Panie Kużawczyk...”), bo jako pacjent trafił na SOR.
Nie pomogły interwencje żony-lekarki...i sam dotarł „po ścianie” do lekarza dyżurnego, który powiedział, że zaraz przyjdzie, ale „jutro napisze raport do dyrektora szpitala, że jako lekarz wymusił na nim interwencję”!
Z uśmiechem czytałem całą stronę żalów, bo ode mnie otrzymał całość dokumentacji dotyczącej bezeceństw kolegów, ale nie chciał się ze mną spotkać i nawet nie odpisał, a pozbawiono mnie wszelkich praw:
1. zaocznie uznano i przegłosowano, że moja wiara i obrona krzyża to choroba...
2. zawieszono mi pwzl po „zbadaniu” przez komisję lekarską bez przewodniczącego!
Kolega Rzecznik Praw Lekarzy dobrze wiedział, że zastosowano sowiecką psychuszkę, ale jej wykonanie spartaczono, bo złamano rozporządzenie Ministra Zdrowia.
Pisałem wszędzie, ale wówczas ministrem zdrowia była dr Ewa, mieliśmy „naszego człowieka w Moskwie”, a zdjęcie z prezydentem Bronisławem Komorowskim ze słuchawkami na szyi dawało niezłomną pewność, że ZSRR będzie trwał do końca świata i jeden dzień dłużej!
Dlatego też kolega ginekolog Medard Lech potwierdził, że mnie badał w czerwcu 2008 r. jako przewodniczący, a mógł być na wczasach lub np. w szpitalu pychiatrycznym! Natomiast ginekolog Krzysztof Makuch jako wiceprzewodniczący ORL darł sie na mnie tuż po wejściu na salę obrad, gdzie byłem zaproszony!
Nie jest członkiem ORL, ale za "zasługi" wspomaga go w nieszczęściu sam prezes Sawoni i teraz jest wiceprzewodniczącym Komisji ds. Współpracy z Zagranicą („wycieczki”) i Komisji Kultury, Sportu i Turystyki. Ciekawe ile mu za to płacą z właśnie podniesionych o 100 % obowiązkowych składek...
Napisałem do obecnego ministra zdrowia, ale wszystko trafia do Departamentu Monologu Społecznego, a na moje telefony odpowiada automat, że połączenie „nie może być zrealizowane” lub ”gabinet ministra nie odpowiada”.
Natomiast z Biurem Ministra jestem łączony przez podejrzaną („gorącą linię”)...z różnych telefonów zawsze z tą samą, miłą panią, ale mam poczucie, że rozmawiam z kimś „na mieście”. Piszę to specjalnie, aby pokazać jak „sprytnie” są zorganizowani „urzędnicy”. Ile wysiłku wkłada się w totalny fałsz!
Po Mszy św. wieczornej ponownie pozostałem na ławce przed kościołem, gdzie modliłem się, ale podczas powrotu musiałem uciekać przed lokalną Violettą Villas...dobrze, że chociaż nie włazi już do Świątyni Boga naszego!
Zadzwoniłem do Rzecznika Praw Lekarza, bo prosił o przekazywanie doświadczeń z bycia pacjentami. Pamiętał mnie dokładnie, a ja przekazałem mu, że zapoznał się z moim cierpieniem! Dodałem też, że rozczula się nad sobą, a mojej sprawy nie tknął palcem...
- Nie pomogłem, bo pan nie chciał się ze mną spotkać! Teraz mam pacjentkę...
Zaniemówiłem, bo tuż po uratowaniu życia wrócił do trwania w głupim fałszu...
APEL