Przebudziły mnie chore i słabe niewiasty, a później sam tak się czułem, bo od 2.00 w nocy pisałem...aż do Mszy św. o 7.30!  Dobrze, że mam samochód, bo byłem słaby i senny.

    Z tego powodu nie docierały czytania i musiałem poprosić kapłana, aby podał mi Eucharystię do ręki, ponieważ byłem jeszcze chory, a infekcja jest przenoszona przez ślinę. W ten sposób Ciało Pana Jezusa znalazło się w moich dłoniach, a serce doznało wstrząsu.

    Po wyjściu z kościoła z namaszczeniem pocałowałem własne ręce, które miały tak święty kontakt ze Zbawicielem. Dla kapłana to codzienność...nawet męcząca, gdy źle się czuje, a zobaczy mnóstwo wiernych.

   Prosto z kościoła pojechałem do laboratorium przychodni, gdzie nikogo nie było, bo zrobiło się bardzo zimno, a w domu spotkała mnie kolejna niespodzianka, ponieważ żona trafiła na ciepłą kurtkę (za 35 zł)!

   Już z daleka widziałem, że nawet nie wymagała przymierzania: miała odpowiedni wymiar i kolor, długość rękawów, wielkie kieszenie na dokumenty i kaptur z miłym futerkiem! Ja wiem, że jest to podarunek z Nieba i znak, że mam bardziej dbać o siebie, bo zawsze chodziłem z gołą głową! Pani profesorka Środzina tak samo jak racjonaliści skierowaliby mnie do psychiatry z diabelskiej łaski.

   Przespałem cały dzień z krótką przerwą na wysłuchanie o 15.00 słów z „Dzienniczka” s. Faustyny, która dziękowała Bogu za łaskę różnych cierpień wśród których wymieniła: codzienne przeciwności, zwykłe utrudnienia, choroby i nasze słabości. Ja to wiem, ale ona miała większą moc poprze bezpośredni kontakt  z Panem Jezusem...

    Wieczorem wyszedłem do apteki, gdzie spotkałem znajomą, która przeziębiła się na pielgrzymce (zapalenie zatok). Sam zobacz jak Pan Bóg prowadzi nas i pomaga, bo doradziłem jej, ponieważ w domu miała odpowiedni antybiotyk. Szkoda, że nie  przekazałem jej wizerunku o. Pio, który jakby dla niej włożyłem do kieszeni...otrzymałaby dodatkową moc!

   Prawdopodobnie nie spotkamy się, bo wyprowadziła się z mojego rodzinnego miasta. Przekazałem jej, że każdemu ma życzyć zdrowia duszy oraz dobrej i godnej śmierci, która jest spotkaniem z Bogiem. 

    Całą moją modlitwę w tej intencji odmówiłem po Mszy św. wieczornej w sobotę, a tylko przez dwa dni miałem pokazane:

-  przypadki operowanych z powodu potwornych guzów nowotworowych

-  zabijanych głodem w Korei Północnej oraz brakiem wody w Afryce

- ciężko chorych na całym świecie, biednych, żony skazane na utrzymanie przez okrutnych mężów, dzieci z wadami...

- na końcu spotkałem słabą i bezradną 90-latkę, która wymagała podprowadzenia do Eucharystii...

    Przypomniała się s. Faustyna, która była chora na gruźlicę. Jednak najgorsza jest nasza słabość do grzechu! Właśnie kapłan z Watykanu ujawnił, że jest gejem i ostentacyjnie przytulał się do swojego partnera.

   Ja widziałem jego rozterkę, bo musi pożegnać się z posługą, a to wielkie nieszczęście duchowe („śmierć duszy”).                                                                                                                  APEL