Msza św. to różne doznania; od zwykłej pustki - poprzez bierne uczestnictwo - do śpiewu. Jeżeli usuniemy Stałą Ofiarę, a tego pragnie szatan to będziemy tylko na powtarzanym obrzędzie, a czasami na uroczystej ceremonii.
Przepłynęły czytania, podczas Konsekracji, gdy kapłan wykonywał znak krzyża: „w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego” moje ciało doznało wstrząsu. W ułamku sekundy skurczyło się serce, a łzy zalały oczy...chciałbym tylko krzyknąć „Jezu!”.
To moment Cudu Ostatniego, bo Pan Nieba i ziemi zstępuje do chleba. To nie jest żadne dziękczynienie (Eucharystia)...w sensie robienia łaski Bogu poprzez przybycie na Mszę św. z obowiązku!
Ja przychodzę tutaj z pragnienia mojej duszy, a jej głód Boga jest łagodzony na pewien czas...tak jak głód ciała przez chleb! Na miejscu cudu jednoczę się z Panem Jezusem, a to Jego łaska. Powtórzę: ja przychodzę, bo moja dusza pragnie Pana Jezusa...m o j a dusza! To nawet nie „ja” jako osoba psycho - fizyczna. Sam z siebie nie mogę wywołać takiego pragnienia.
Jak można żyć bez Boga?
Jak można żyć bez Ciała Zbawiciela?
Gdzie uzyskasz moc pokonania śmierci z pragnieniem życia prawdziwego?
Eucharystia to łaska doznania obecności Boga w mojej duszy, a przez to otwarcie tajemnicy śmierci, która oznacza początek życia. Ta łaska to pragnienie śmierci oraz nienawiść do tego życia i pragnienie całkowitego zjednania z Bogiem. Nie możesz dojść do tego rozumowo.
Nie bierz mojego słowa 'nienawiść do tego życia' w sensie demonicznego zniechęcenia samobójcy. Piszę, a w telewizji Darwin jeździ i szuka tajemnicy życia na ziemi...na jego nędznych dociekaniach „mądrzy” tego świata opierają swoje życie („Fakty i mity”).
W ręku mam artykuł z „Za i Przeciw” (1987r) z rozważaniami nad książką: „Śmierć - kres czy początek?” Christiana Chabanisa. W artykule jest zdanie, że Pan Jezus dobrowolnie poszedł na śmierć męczeńską, a Eucharystia jest zapowiedzią zmartwychwstania w doświadczeniu wierzących.
Teraz przekażę opis - takich właśnie - przeżyć duchowych z dwóch wieczorów, które wskazują na nieskończoność naszych doznań...w prowadzeniu przez Boga.
wieczór wczorajszy
Zawahałem się z pójściem na Mszę św. ale to byłby wielki błąd, bo po Komunii św. utraciłem ciało fizyczne i wprost zostałem uniesiony do Nieba. Nie mogłem otworzyć oczu, wyjść, wrócić do świata i do domu. Napłynęło pragnienie adorowania Pana Jezusa na wieki wieków.
W tym Misterium świątynia promieniowała świętością, koiły falujące płomienie świec...nawet cisza była święta. W okolicy splotu słonecznego pojawiło się ciepło, zwolnił się i pogłębił oddech...”Jezu! och Jezu! tak tu dobrze”. Uciekłem nad rzekę, skąd płynęło bicie dzwonów kościelnych.
Niebo, słońce, gołębie...wyobraź sobie zamieszkiwanie w takim miejscu, a wielu narzeka na bliskość kościoła. To świadectwo jest nudne, bo zawsze takie same, ale ma służyć poszukującym lub potrzebującym potwierdzenia swoich przeżyć. W „Niedzieli” kleryk pisze o różnicy modlitwy w pokoju oraz w kaplicy przed Najświętszym Sakramentem.
wieczór dzisiejszy
Zbliża się czas Mszy św. wieczornej. Krótkie wahanie, ale wybrałem spacer z żoną. Nagle moją duszę zalało pragnienie przyjęcia Ciała Pana Jezusa, a to sprawiło, że w wielkim bólu odmówiłem modlitwę...w drodze pod „mój” krzyż. To nieprzypadkowe, bo poprzez śmierć Pana Jezusa na krzyżu Bóg dał nam cud: Eucharystię. Przykre jest to, że...ku uciesze wrogów zbawienia pustoszeją kościoły, a wielu traktuje Mszę św. jako celebrację (obrzędowość), a nie liturgię!
Zapisuję przeżycia, płynie piosenka miłosna, a moje serce woła: „Panie Jezu! Dobry los sprawił, że spotkałem Ciebie i zakochałem się... Teraz brak mi Ciebie, ale Ty właśnie Jesteś ze mną”. APEL