Przed wyjściem do pracy niepotrzebnie dyskutowałem z żoną o bezdomnych narkomanach i występach w telewizji Marka Kotańskiego (twórcy „Monaru”). Po jego nawróceniu nigdy go już nie pokazali! Wszystko przerwał sygnał „Jezus”...

    Wyszedłem bez słowa, bo robiło się późno i  ta łączność z Panem Jezusem trwała około godziny. To duże cierpienie, bo wówczas pragniesz odosobnienia i modlitwy, a tu trzeba szarpać się z wciskającymi „malowane papierki” oraz tamować krwotok z nosa spongostanem z adrenaliną!

    W tym czasie odmawiałem „Ojcze nasz”...wrócił pokój serca, a duszę  zalewała jakaś jasność z ujrzeniem świata od Boga (całej ludzkości). W tym momencie chciałbym głośno krzyczeć z upominaniem, że jesteśmy po śmierci i dalej istniejemy...”dlaczego nie widzicie całego zła świata?”

    Właśnie w Sejmie RP trwała burzliwa dyskusja przed przyjęciem ustawy o naszym godle, barwach i hymnie państwowym. Orzeł ponownie otrzymał koronę, a jeden z posłów proponował umieścić w nim krzyż...

    Pacjentka zaczyna skargi, a ja proszę abyśmy przez chwilkę posłuchali w milczeniu pięknych słów o tym znaku Pana Jezusa, bo to da nam więcej niż wszystko inne. Uśmiechnęła się, a później  stwierdziła, że byliśmy razem w Niepokalanowie!

-  Grzeszy pani ciężką pracą w tym wieku (76 lat), bo kocha pani ziemię, a jesteśmy stworzeni dla Nieba.

- Tak już trzeba się domęczyć...mówi starowinka po kompresji kręgu po porodzie, która podczas chodzenia patrzy w ziemię.

- Gdyby pani mogła zobaczyć ten koniec...to będzie jak we śnie, bo wówczas pani wyprostuje się...po odrzuceniu ciała! Zaśmiała się, a ja nie byłem przekonany czy wierzy w życie wieczne. 

    Wiele moich pacjentek modli się za mnie, zamawiają nawet  Msze św. w różnych sanktuariach. Właśnie zgłosiła się córka takiej i prosiła o wizytę. To nie mój rejon, ale powiedziałem, że przyjadę do niej w niedzielę, bo mam dyżur w pogotowiu.

   Jednak po wyjściu z przychodni poczułem, że mam jechać do niej dzisiaj! Wróciłem, wpisano wizytę i pojechałem swoim samochodem, a z włączonego radia popłynęły słowa pięknie śpiewanego psalm: „Chwalcie Pana”...

    Serce zalała słodycz i podziękowałem Panu Jezusowi za pragnienie pomagania, za samochód, którym mogę dotrzeć do potrzebującej pomocy i za to, że tyle radości sprawia mi wiara. Zgubiłem się, błądziłem przez 30 minut i miałem zwątpienie. Wreszcie trafiłem...

- Cały czas modliłam się, aby pan przyjechał dzisiaj!

   Okazało się, że ma wielkie  wodobrzusze, przed kilkoma dniami została odesłana przez chirurga...tak sobie, do domu!

    Wracam i jasno widzę, że Bóg troszczy się szczególnie o słabych, opuszczonych, złych, zagubionych, smutnych...oni nawet nie wiedzą o tym, a wielka szkoda!

   Tylko dla nas ma znaczenie aparycja, uroda i różne dary, które otrzymaliśmy...też od Boga. Przecież uroda nie zależy od naszego wysiłku!

   Natomiast Pan Jezus widzi tylko nasze dusze...od potępionych (splamionych) do promieniujących świętością!                                          

                                                                                                                                             APEL