Dzień Zaduszny.

     Większość ludzi uważa, że pomaga duszom strojąc groby, paląc świeczki, a nawet prowadząc jakąś formę pikniku. Z powodu „miejsca pochówku” ludzie kłócą się, chodzą po sądach i w ten sposób zawstydzają dusze swoich zmarłych.

   Wczoraj widziałem grób-domek króla cygańskiego, a dzisiaj trafię na grób-dom dziedzica z moich stron rodzinnych!

    Po krótkim śnie zbudzono na Mszę św. o 6.30. To bardzo ważne, aby przyjąć zaproszenie na ucztę Pańską czyli specjalnie przygotowane dla nas doznania duchowe. Czekam na wejście kapłana, a serce zalewa wielka powaga, a nawet odpowiedzialność za innych.

    Płyną słowa o czasie śmierci Pana Jezusa: „(...) Słońce się zaćmiło i zasłona przybytku rozdarła się przez środek. Wtedy Jezus zawołał donośnym głosem: "Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego". (...) Kamień od grobu zastały odsunięty. (...) Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał". Łk 23, 44-46. 50. 52-53; 24, 1-6a

    W czasie zjednania z Panem Jezusem siostra śpiewała: „Ja wiem w kogo ja wierzę (...) To Ten, co zstąpił z Nieba, co  ż y c i e  za mnie dał”. Ja wiem o tym, ale dzisiaj w błysku światłości napłynęła refleksja: „Czy ja oddałbym swoje życie za Pana Jezusa, który dał się zabić za mnie”?

    Łzy zalały oczy, ponieważ każdy zna uczucie lęku, a przeżywał to nawet Zbawiciel. Na ten moment płyną słowa (Ps 27): "kogo miałbym się lękać? Pan obrońcą mego życia, przed kim miałbym czuć trwogę? (...) Oczekuj Pana, bądź mężny, nabierz odwagi i oczekuj Pana”.

   To wielka prawda, bo my faktycznie nie wierzymy w moc Boga, Pana pełnego potęgi, a przecież nie ten, co zabija ciało.  Piszę, a dreszcz „prawdy” przepływa od głowy do stóp. „Tyś szczęściem w moim życiu. Tyś światłem w śmierci dniu”.

    Po Komunii św. wychodzę całkowicie odmieniony, bo moja moc rodzi się w słabości. Nie mogę  z nikim zamienić jednego słowa. Jak dobrze jest być pustelnikiem! Mija czas, a doznania trwają...nawet napłynęła sytość ciała, a minęła doba od ostatniego posiłku. Nie dziwi fakt, że są tacy, którzy żyją tylko samą św. Hostią.

  Teraz znalazłem się na cmentarzu rodzinnym. Pierwszy raz w życiu odczułem wielką świętość tego miejsca i poczucie wspólnoty z duszami zmarłych. Tutaj leżą ciała bliskich i znajomych, a ich dusze jakby były ze mną.

   Nigdy nie miałem łaski takich doznań i pierwszy raz jest mi tak dobrze z tymi, którzy odeszli. To uczucie znają żałobnicy. Napływa, abym za każdą z tych dusz odmówił koronkę do miłosierdzia. Serce zalała bliskość ojca ziemskiego z którym miałem małą łączność, ponieważ był zapracowany, a mój wyjazd na studia całkowicie nas rozdzielił. W wielkim uniesieniu powstało połączenie trzech serc: Pana Jezusa, mojego i ojca ziemskiego.

   W jasności napływa moc tej modlitwy, która jest odmawiana w momencie śmierci Pana Jezusa na krzyżu, a to czas otwarcia Nieba i wylanie zdroju Miłosierdzia Bożego. Jakby na potwierdzenie - z oddalonego nagrobka - „patrzy” Pan Jezus Miłosierny. To powtórzy się 5 x z rożnych grobów, bo za tyle osób będę wołał. Chce się płakać, bo rzadko modlę się za bliskich...”miej miłosierdzie nad duszą ojca i wszystkich z mojej rodziny”.

   Teraz proszę za duszę siostrzeńca, który zginął tragicznie, a  później za babcię, bratową i za każdego z moich dziadków. Popłakałem się przy grobie młodszego brata, który zmarł przed 10 laty.

    „Panie Jezu! Przelej na mnie jego grzechy, bo wiele z nich uczynił z mojego powodu, a może nawet umarł przeze mnie. Proszę Panie Jezu ! zmiłuj się nad jego duszą”. Pan później wskaże mi zapis w którym żonie przekazano w śnie, że namawiałem innych do gry w karty i pożyczałem im pieniądze.  

     Idę na Msze św. o 17.00 i wołam „za wszystkie dusze z mojej rodziny”. Nie wiedziałem, że to dalszy ciąg wielkich przeżyć duchowych, bo były te same czytania, a nawet ta sama pieśń w czasie Komunii św.

    Popłakałem się, ponieważ w serce wpadły słowa „On mnie napoi Krwią swoich Ran”. Trwała procesja - do czterech ołtarzy - z ministrantami niosącymi świece. W serce wpadły moje dzieci i z płaczem wołam za nie.

  Po zakończeniu procesji znalazłem się przed wielkim malowidłem ściennym przedstawiającym Golgotę. Wprost stałem urzeczony widokiem Żydów, Rzymian i nie mogłem oderwać wzroku od Pana Jezusa Ukrzyżowanego:

    „Jezu mój! Panie! Święty Świętych, Zbawicielu Drogi”. Jakże wszystko mam ułożone! Wychodzę z kościoła, żegnam się wodą, a wzrok przykuły rany Stóp Pana Jezusa ociekające św. Krwią. Nie mogłem dojść do siebie. Niewyspany i umęczony poszedłem wcześniej spać.

  Następnego ranka kapłan mówi, że możemy wyprosić odpust zupełny dla jednej osoby, którą podamy Bogu (tak będzie przez cała oktawę). Napłynęła dusza ojca ziemskiego...                            APEL