Niespodzianie dowiedziałem się, że dzisiaj jest poświecenie krzyża z Mszą św. w miejscu, gdzie zestrzelono polskiego lotnika. To kilka kilometrów od mojego domu z krętym dojściem. Dobrze, że nie udało się sprzedać lasów, bo wówczas taka uroczystość byłaby niemożliwa.

    Początek spotkania jak „za komuny”: zbyteczne powitania, przemówienie z długą informacją o lotnisku, które tutaj istniało. Wiatr bujał koronami drzew zza których wyzierał błękit nieba.

    Kapłan poprosił, aby w nabożeństwie wołać także za dusze agresorów, ponieważ Pan Bóg kocha nas wszystkich. To wielka prawda, a przecież większość żołnierzy jest wcielana na siłę.

   Przypomina się opis obozu jeńców bolszewickich z 1920 r., którzy byli zadowoleni z tego, że wyrwano ich śmierci i otrzymali wyżywienie (60 tys. ludzi). Dopiero teraz chciałbym tutaj zostać i wołać za dusze ofiar agresji, aby ziemia była im lekką (błogosławioną), a nie ciężką (przeklętą).

   Przez całe nabożeństwo stałem pusty. Przepłynęły czytania. Niewiele zmieniła Komunia święta. Proboszcz poprosił, aby siostra na zakończenie  zaśpiewała: „Rozszumiały się wierzby płaczące”. To pieśń znana i kobiety śpiewały ją z całego serca. Łzy zalały oczy, a ból przeszył serce.

    Wprost znalazłem się na miejscu młodego człowieka, który idzie do partyzantki, aby bronić ojczyznę i właśnie żegna się z dziewczyną, „która rozpłakała się w głos i od łez oczy podniosła błyszczące”. Na pocieszenie mówię jej, aby "zapomniała o mnie, bo w partyzantce nie jest źle, a my nie wiemy, co to lęk".

   Spójrz na świat oczami Boga Ojca, a  ujrzysz kraje, rozdzielane rodziny, płacz po utracie bliskich oraz żołnierski los z  przelewaniem krwi i łez.

    Późno, a smutek zalewa serce. W Internecie trafiłem na wpis chłopczyka, który chciał zainteresować kolegów tą piosenką, ale oni nic nie rozumieli. Popłakałem się, bo cały świat jest odwrócony od Boga i jeden czyha na drugiego. Na ten moment w TVP Historia trafiłem na program o partyzantach z czasów okupacji niemieckiej.

    Wyjaśnia się dlaczego w „Niedzieli” czytałem art.: „Zanim nastąpił Katyń” profesora Józefa Szaniawskiego o ludobójstwie bolszewickim na początku agresji z 1920 roku. Tam opis żywcem zakopywanych: wystawiano rękę z grobu na znak, że ktoś jeszcze żyje.

    Ponadto rozmyślałem o pułk. Ryszardzie Kuklińskim. My partyzantów traktujemy jako żołnierzy z karabinami na tyłach nieprzyjaciela. Pułkownik tak właśnie działał, ale jako jeden przeciwko mocarstwu. Bóg sprawił, że w ten sposób uratował Europę przed wojną, a pani HGW nie chciała przedłużyć umowy na istnienie w W-wie „pokoiku” pamięci o tym bohaterze.

    Następnego ranka odmówię koronkę do Miłosierdzia Bożego oraz moją modlitwę w intencji "dusz partyzantów". Ból będzie zalewał serce, bo jestem jednym z nich: nie mam domu, łóżka i żadnej nadziei, a idę walczyć z wrogiem.

    Prawie omdlewałem podczas wołania, a z daleka wzrok zatrzymał krzyż na wieży naszego kościoła przypominający Monstrancję. „Nie szumcie wierzby nam z żalu, co serce rwie. Nie płacz dziewczyno ma”...                                                                                                                             APEL