W natłoku niechęci, która nie ma żadnego uzasadnienia musisz odpowiedzieć sobie na pytanie: czy te uczucia i myśli są twoje? Szatan przekazuje „dobre” natchnienia w naszej osobie: „zostanę w domu, pierwszy raz nie pójdę na Mszę św., będzie dłużyzna, nie pójdę”. Towarzyszy temu pustka duchowa, „nie wiem co mam robić” oraz lekka złość na Kościół i nabożeństwo!

    Uderzenie było celne, ponieważ modlitwa z dziećmi faktycznie dłużyła się i drażniły pomyłki. Gdyby to kuszenie trafiło na kogoś niedawno nawróconego na pewno zostałby w domu, a przez to nie odczytałby intencji modlitewnej, która napłynęła błyskawicznie już na początku Mszy świętej.

    Pasują tutaj słowa św. Pawła: „(...) Nie czynię bowiem dobra, którego chcę, ale czynię to zło, którego nie chcę. (...) gdy chcę czynić dobro, narzuca mi się zło. (...) Któż mnie wyzwoli z ciała, co wiedzie ku tej śmierci?"   Rz 7, 18-24

    My nie znamy przebiegu naszego życia, a to nie jest tajemnicą dla szatana: od czytań liturgicznych do rozważań różańcowych!  Wzdycham tylko: „Panie mój! Jezu Drogi! Jak wielki to bój. Większość ginie w tej walce. Nikt nie mówi o przeciwniku i o mocy, którą dajesz na tym zesłaniu. Nikt tego nie wyjaśnia...".

    W drodze do kościoła omijałem obstawiających rogi ulic, bo „wróg ludu” idzie na spotkanie z Panem Jezusem. Z takim sercem trafiłem do ławki kościelnej, a od ołtarza Pan Jezus mówi do mnie:                     „Miłujcie waszych nieprzyjaciół; dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą; błogosławcie tym, którzy was przeklinają, i módlcie się za tych, którzy was oczerniają.

   Jeśli cię kto uderzy w policzek, nadstaw mu i drugi. (...) Wasza nagroda będzie wielka i będziecie synami Najwyższego; ponieważ On jest dobry dla niewdzięcznych i złych. (...) Nie sądźcie (...) nie potępiajcie (...) odpuszczajcie (...)”. Łk 6, 28-36

     Szok, bo to manifest, który muszę nosić przy sobie. Wiem o tym wszystkim, ale nędzne ciało ciągnie do oceniania innych, pragnie „sprawiedliwości na ziemi”, czeka na „prawdę” widząc wszechobecny fałsz, itd.

    Dziwne, bo później będę opracowywał zapis sprzed 10 lat (30.04.2002), gdy z poczuciem zesłania i łzami w oczach jechałem na poranną Mszę św. a zły atakował mnie prześladowcami!  

    Wówczas Bóg zalał mnie Swoją miłością i w jednym błysku Jego Światłości ujrzałem łaskę: przecież tak samo prześladowali Pana Jezusa i tak samo był wyobcowany! To próba na miłość nieprzyjaciół, moich braci. Nienawiść to niewola grzechu. Jakim językiem przekazać te odczucia i to nagłe ujrzenie sensu cierpienia? Szkoda mi tylko Polaków, bo dzielą nas na patriotów czyli donosicieli oraz „wrogów”, których trzeba śledzić.

    Właśnie miałem zapis z 1993 roku, gdzie padłem umęczony w gabinecie i smacznie zasnąłem na leżance lekarskiej, a wpadł pilnujący mnie. Nawet tak powiedziałem do niego i śmieliśmy się!

    Natychmiast znałem intencję modlitewną dnia, a ona wyjaśniła celny atak przeciwnika Boga. Zły straszył dłużyznami, a Msza św. przeleciała w 5 minut. Komunia św. wygięła się ochronnie ("objęła" mnie). Padłem na kolana przed Panem Jezusem Miłosiernym i zdziwiony słuchałem pięknych rozważań Tajemnic Światła.

    Młodzieniec mówił krótko, głośno i zdecydowanie: Pan Jezus został ochrzczony w Jordanie i tam przejął na siebie nasze grzechy. W czasie każdego chrztu otwiera się Niebo i Bóg mówi: oto syn Mój. (...) Idźcie i zróbcie, co wam zleci Syn, bo wszystko, co czynicie z własnej woli nie jest uświęcone".  

    Najpiękniejsze były słowa o Eucharystii, bo wielu przechodzi obok Cudu Ostatniego obojętnie, a niektórzy profanują Ciało Pana Jezusa.    

   Nie można wejść do Królestwa Niebieskiego bez przebaczenia swoim nieprzyjaciołom. Pan Bóg kocha ich bardziej ode mnie...                                                                                      APEL