Wczoraj czytałem art. „Fundamentalista chrześcijański” Dariusza Kowalczyka SJ („Idziemy”). Ja właśnie jestem takim fundamentalistą, ale katolickim, ponieważ w naszym Kościele wszystko jest  p r a w d z i w e (celibat, kult maryjny, Eucharystia, itd.). Szkoda czasu na wszelkie dyskusje...

    W śnie załatwiałem jakieś sprawy urzędowe. Po przebudzeniu złość zalała serce z powodu mojej krzywdy, która jest tylko cząstką zła dziejącego się w ojczyźnie. Świadczy o tym prowokacja w dniu Święta Niepodległości!

    Pieśń o mocy Boga sprawiła, że napłynął pokój, a wszystko, co ziemskie odeszło: „Pan jest mocą Swojego ludu, w Nim moja siła, nie jestem sam (...) On jest mym Bogiem (...)”.  

   Św. Hostia zgięła się i zwinęła jak pismo! Nie planowałem nic pisać, ale tak się stanie. Po wszystkim podziękowałem Panu Jezusowi oraz Duchowi Świętemu za pomoc.

    Z trudem wstałem na Mszę św. wieczorną, a na ten moment spojrzała figurka Pana Jezusa pod krzyżem. Popłynęła koronka do Miłosierdzia Bożego, a serce chciało pęknąć, bo myśl uciekła do Janusza Palikota, syna zatracenia, który w sejmie krzyczał, że dość już dyktatu katolików! Czytaj: przeszkód w zabijaniu dzieci, szerzeniu narkomanii oraz rozwiązłości. Wprost brak mu rogów...

                                                              Panie Jezu!

    << Jeszcze raz Cię proszę, abyś zabrał mu głos, niech zesłabnie jego grożąca ręka! Dla pieniędzy i niecnych zamiarów pozował do zdjęć z Twoim krzyżem. Daj mu Panie teraz prawdziwy! Postaw go przed próbą. Niech wykaże się wiernością swoim pogańskim zasadom.  >>

    W kościele wzrok przykuł witraż z postacią św. Jana Chrzciciela. Przypomniał się obraz stołu na którym położono odciętą głowę tego męczennika. Z księgi proroka popłynął przekaz o obecnej sytuacji w mojej ojczyźnie.

   Do sejmu weszli „korzenie wszelkiego grzechu”, synowie wiarołomni, którzy podburzyli wielu „(...) wprowadzili pogańskie obyczaje. (...) aby robić to, co złe. (...) Składali więc ofiary bożkom (...) wybudowano "ohydę spustoszenia", a (...) Księgi Prawa, które znaleziono, darto w strzępy i palono (...)".

    Wielu Izraelitów (...) trzymało się swego postanowienia (...) Woleli raczej umrzeć aniżeli skalać się (...)”. Właśnie  zmuszano uczonego w Piśmie w podeszłym wieku do zjedzenia mięsa: „On jednak wybierając raczej chwalebną śmierć aniżeli godne pogardy życie, dobrowolnie szedł na miejsce kaźni (...)". 

   Tak też zamordowano siedmiu synów matki, która prosiła ostatniego: „Nie obawiaj się tego oprawcy, ale bądź godny braci swoich i przyjmij śmierć, abym w czasie zmiłowania odnalazła cię razem z braćmi". 

   Przed Komunią św. powtarzałem: niegodny, niegodny i tak w koło. W drodze powrotnej w ręku znalazły się „Fakty i mity” oraz „NIE”, gdzie straszliwie ranią Serce Boga i moje. Zobacz jak cierpią kochający Pana Jezusa, gdy widzą obrażanie naszej wiary i samego Zbawiciela. 

    Ja nie czytam listów w „Faktach i mitach”, ale znalazłem tam opinię kolegi chirurga ogólnego, "specjalisty z teologii":

    „Ludzie! Przecież katolicyzm ogłupianej przez Kościół katolickiej ludności w Polsce wcale nie jest wiarą, tylko stanem umysłu! Już znalazł się fachowiec  - wikary Piotr Chyła, który za pomocą włosa JPII uratował ten samolot. Gdy jeszcze się pomodli, to z całą pewnością w cudowny sposób go wyremontuje. A tak poza nawiasem: czy są wolne miejsca w Tworkach, bo objawił się kandydat na męczennika...”.

    Oburzony zadzwoniłem do niego, ale był pewny, że Boga nie ma i zalecił mi czytanie książek! Jakże pasują tutaj słowa dzisiejszego psalmu 119: „Gniew mnie ogarnia z powodu grzeszników / porzucających Twe Prawo. / dalecy są oni od Twojego Prawa./ nie dbają o Twoje ustawy.” Ps 119

    Moją modlitwę skończyłem następnego dnia całkowicie zdruzgotany w duszy. Prawie umierałem i miałem pragnienie paść krzyżem przed Panem Jezusem, aby wybłagać miłosierdzie dla cierpiących przez wiarę. Przesuwały się kraje: Sudan, Algieria, Indie, Chiny i Korea oraz moje cierpienie. „Panie mój! Jezu! trzymaj mnie za rękę, bo serce pęknie. Jak wielkim próbom poddawani są Twoi słudzy”!!

    W nocy oglądałem relacje więźniów obozu w Świętochłowicach, gdzie już po wojnie więziono Niemców i Polaków, którzy trzymając się za ręce śpiewali: „Kiedy ranne wstają zorze”.

   Strażnicy obozowi zdejmowali wówczas czapki! Mimo upływu lat Niemiec zaintonował po polsku: „Tobie śpiewa żywioł wszelki, bądź pochwalon Boże wielki”...                                                    APEL