Ruszam na spotkanie z Panem Jezusem i s. Faustyną, a dusza śpiewa z powtarzaniem: „To mój Pan. On wiele mi uczynił. On mnie wyzwolił”. Napłynęła postać alkoholika, który umarł na ulicy. Lubiłem go, bo łapał żarty i nie był napastliwy w prośbach.

  Tak się stało, że trafiłem na jego nabożeństwo pogrzebowe, bo „wszyscy go opuścili” i zamówiłem Mszę św. Jego „przybycie w myślach” wyjaśniła później odczytana intencja modlitewna dnia. Pan pokazał mi otrzymane przeze mnie łaski!

  Dzisiaj w czytaniach: „Wódz syryjski Naaman, który był trędowaty, zanurzył się siedem razy w Jordanie według słowa proroka Elizeusza, a ciało jego na powrót stało się jak ciało małego dziecka i został oczyszczony.

    Wtedy wrócił do męża Bożego z całym orszakiem, wszedł i stanął przed nim, mówiąc: "Oto przekonałem się, że na całej ziemi nie ma Boga poza Izraelem. A teraz zechciej przyjąć dar wdzięczności od twego sługi". [...] 2 Krl 5, 14-17

    Pan Jezus uzdrowił trędowatych: „[...] jeden z nich [...] wrócił chwaląc Boga donośnym głosem, upadł na twarz do nóg Jego i dziękował Mu. [...] Jezus zaś rzekł: "Czy nie dziesięciu zostało oczyszczonych? Gdzie jest dziewięciu? Żaden się nie znalazł, który by wrócił i oddał chwałę Bogu, [...]”.  Łk 17, 11-19

     Jeden z kapłanów mówił w kazaniu, że za wszystko trzeba dziękować...za przebudzenie, kawę, itd. Zwrócił uwagę, że  w intencjach modlitewnych przeważają prośby, a podczas Eucharystii wyszedł do ludzi na placu. Płynęła pieśń, a w moim sercu: „U drzwi swoich stoisz Panie i czekasz na nasze zmiłowanie”, bo do Komunii św. zgłosiło się kilka osób.

    Drugi kapłan ma zwyczaj dziękowania wszystkim (przez 5-15 minut) za łaskawe tutaj przybycie i to w niedzielę! Jak zwykle wspomniał koleżankę - lekarkę oraz panią, która nie była na Mszy św. poprzedniej niedzieli (śmiech), a 94-letniej babci proponował zaśpiewać "100 lat”! Nawiązując do kazania powiedział, że „za kawę nie dziękuje, bo nie miał jeszcze zawału serca”.

    Zdenerwowałem się i lekarce powiedziałem: „Nie wiem już czy tutaj spotykam się z Bogiem czy z panią doktór”. Na pewno pomyślała, ze zazdroszczę! Przeprosiłem Pana Jezusa, bo straciłem pokój, a podczas wychodzenia z kaplicy w ręku znalazł się zaskroniec!

  Podjechałem pod krzyż: kwiaty nie zmarzły, bo uratowała ich płonąca lampka. Następnego dnia zdziwiony słuchałem śpiewu siostry: „Pan jest Pasterzem moim” i zawołanie kapłana, aby w ciszy podziękować Bogu za otrzymane dobra (potwierdzenie intencji)...                                                                                                                                                                             APEL