Łaska wiary jest największym darem Boga Ojca, którym trzeba się dzielić. Po przekazaniu tego daru stanę się dzisiaj pustym duchowo i pozbawionym napędu (nic nie będzie się chciało).
To stan podobny do ataku depresji z chęcią popełnienia samobójstwa. W odróżnieniu od ludzi normalnych wiedziałem, że jest to cierpienie duchowe o które wcześniej prosiłem w modlitwie.
To zbyt trudne dla zwykłych ludzi, kapłanów i psychiatrów, którzy w większości uważają, że jesteśmy tylko jednością psycho-fizyczną. Wykluczając istnienie duszy ludzkiej koledzy zbyt powierzchownie traktują przyczyny chorób psychicznych.
Teraz wyobraź sobie człowieka chorego, który ma podobne objawy i nie wie, że ich przyczyna leży w jego duszy. To okropna prostracja z pustką w sercu i paraliżem duchowym...
P r o s t r a c j a (łac. prostratio ‘upadek’): to stan krańcowego wyczerpania nerwowego oraz zobojętnienie, połączony ze spadkiem napięcia mięśniowego.
Nie wiem komu dzisiaj pomogłem. Kiedyś będę miał to pokazane: może spotkam się z przywróconym do życia lub uchronionym od samobójstwa. Dam przykład podobny, ale bardziej życiowy. Poprosiłem o przelanie bólów innej osoby na mnie i przez tydzień chodziłem jak „pokręcony”. To przykład cierpienia zastępczego...
Gdyby całe rodziny przyjmowały na siebie cierpienia związane np. z chorobę nowotworową ukochanego dziecka. Każdy poszedłby na Mszę św. i wołał do Boga, aby to cierpienie przelał na niego, a nawet zabrał mu życie...
Na Mszy świętej zdziwiony słuchałem słów św. Pawła: „Bóg jest w was sprawcą i chcenia, i działania zgodnie z Jego wolą. Czyńcie wszystko bez szemrań /../ jako nienaganne dzieci Boże pośród narodu zepsutego i przewrotnego. Między nimi jawicie się jako źródła światła w świecie”. Flp 2, 12-2
Pan Jezus dodał, że „Kto nie nosi swego krzyża, a idzie za Mną, ten nie może być moim uczniem”. Łk 14, 25-33 Ja wiem, że dzisiaj niosę krzyż innego, bo rzadko znajduję się w takim „upadku” psychicznym.
Komunia święta była tak lekka, że nie czułem Ciała Pana Jezusa w ustach. Po połknięciu musiałem wolno i coraz głębiej oddychać. To częsty objaw wegetatywny przed późniejszymi doznaniami duchowymi.
Jednak dzisiejsza Eucharystia nie odmieniła mojego stanu, ale sprawiła to w jakiejś nieznanej mi duszy. Już podczas powrotu z kościoła wróciła złość i zniechęcenia, smutek i zwątpienie na granicy depresji. Ja nigdy nie mam takich stanów. Wyświeciłem mieszkanie, przeżegnałem się i odmówiłem „Anioł Pański”.
Na spacerze trafiłem pod stację transformatorową, a to miejsce rozchodzenia się mocy, która jest przekazywana dalej. Tak też jest z różnymi łaskami Boga naszego: w tym z Jego Mocą i Światłością, która spływa w dół do ludzi...także przez innych.
Wszystko stało się jasne po odczycie intencji. Nawet uśmiechałem się z zadziwienia, że stan mojego serca i ducha był związany z przyjęciem tego cierpienia zastępczego...
APEL