Po krótkim boju wyszedłem na Mszę św. poranną. Nie dziwię się normalnym ludziom, którym nie chce się wstać rano i spotkać z Panem Jezusem. Ja wiem, że szatan istnieje, a mimo to poddaję się „pospaniu” i „pójściu później”.

    Nie udało się to zły podsunął mi „pojechanie rowerem”, bo wiedział, że w drodze powrotnej z kościoła będę miał wielkie przeżycia duchowe.

    Bestia na  każdego ma inny sposób, bo trzeba „zapalić papieroska”, „wypucować się” lub „wypacynkować”. Można otrzymać także dobre natchnienia dotyczące sprzątania, wybiegnięcia po gazetki, zajrzenia na forum internetowe lub załatwienia „bardzo ważnej sprawy”.

    Podziękowałem Panu Jezusowi i zacząłem odmawiać koronkę do Miłosierdzia Bożego w intencji syna, który przyśnił się w nocy. Poprosiłem Boga, aby przelał na mnie wszystkie jego grzechy, które są wynikiem zaniedbania wychowawczego, unikania rozmów, braku mojej miłości, a nawet grzeszności. Wyjaśnił się atak złego, bo do modlitw dołączyłem tą Mszę świętą.   

    Bardzo jest mi przykro z powodu rodaków, którzy całe swoje życie poświęcają wojnie z własnym narodem, a często są to katolicy! Po wejściu do kościoła ponownie zostałem zaatakowany przez demona, ponieważ odmalowana świątynia została zdemolowana instalowaniem ogrzewania (niszczy się posadzkę, kurzy i brudzi).

    Serce zalała złość, a nawet chęć opuszczenia Mszy św.! Napłynęła nawet nienawiść do kapłanów, a cóż ma nędza ludzka do mojej relacji z Bogiem.

    Postaw na moim miejscu członka Ruchu Palikota lub jakiegoś mądrusia, a zobaczysz jak zapieni się i w imię „dobra” zaatakuje wiarę świętą. To śmiertelny bój w którym giną miliony nieświadomych niczego dusz. Nie zmarnuj mojego świadectwa, bo to relacja prosto z frontu boju duchowego.

     Pan Jezus wskazał dzisiaj na tych, którzy wymawiają się z przybyciem na Ucztę Bożą, którą jest Msza św. Dziwne, bo zauważyłem właśnie zaproszoną przeze mnie do codziennego uczestnictwa w nabożeństwie. Ludzie normalni nie mają pragnienia Eucharystii, ale chleb jedzą codziennie i nigdy im się nie znudzi!

    Żadnym językiem nie możemy wyrazić i opisać tego, co dzieje się w naszym duchu po zjednaniu z Panem Jezusem. Serce doznało miłosnego ucisku, a łzy zalały oczy. Napłynęła chęć skulenia się, „schowania” i wołania do Boga w wielkim uniesieniu.

    To wielkie cierpienie, ale tych chwil nie zamieniłbyś na nic innego. To Tajemnica Boża. Żadnym językiem nie można wyrazić mojego umierania.

    Prawie z krzykiem duszy zerwałem się na ponowną Mszę św. o 17.00 z zamiarem zapalenia lampki pod krzyżem Pana Jezusa

    To sekundowe błyski, a pragnienie serca tak wielkie, że może go ukoić tylko św. Hostia. Nie pojmiesz tego, bo musisz przeżyć to osobiście! Wie o tym zakochany na śmierć i życie, który biegnie do swojej wybranki, a wszyscy się uśmiechają. 

    Teraz mój wzrok zatrzymała stacja drogi krzyżowej, gdzie Pan Jezus po raz trzeci pada pod krzyżem. Popłakałem się: „Panie! nie ma już Szymona i Weroniki, ale ja jestem z Tobą”.

     Komunia św. ułożyła się w ustach jak woalka, a w tym czasie zapatrzyłem się na zdejmowanie Pana Jezusa z krzyża („zdejmujesz Mnie z krzyża”).

    W ramach podziękowania ponownie przyśnił się syn z którym symbolicznie zdążaliśmy do Królestwa Bożego: ja jechałem motocyklem zwinnie omijając przeszkody, a on czekał na moje wsparcie...  

                                                                                                                    APEL