Trafiłem na pogrzebie matki dwójki dzieci, która zmarła z powodu nowotworu. Nie chciałbym, aby na moim pogrzebie mówiono o smutku, bo to prawdziwy powrót duszy do Boga. Przykre jest tylko nasze rozstanie.

    Po Eucharystii wzrok zatrzymał  obraz Pana Jezusa Miłosiernego z wstęgą czerwonych promieni, które właśnie rozświetliło słońce wpadające przez witraż. Dla wierzących w Boga to wielki znak, że dusza doznała Miłosierdzia Bożego...żyje, a właśnie wyprowadzono ciało.

    Siostra zaśpiewała prośbę do Pana Jezusa, aby wszedł do naszej duszy i ją uciszył. Tak też się stało, bo ucichły dzwony i zostałem sam w wielkim  w kościele. Przybycie Pana Jezusa do mojej  duszy wywołało wielkie uniesienie duchowe w którym zawołałem: "Panie wysyłaj mnie tam, gdzie inny nie pójdzie"! 

    Nieznajoma poprosiła mnie o wsparcie duchowe, ponieważ na rodzinę spadło nieszczęście w postaci ciężkiej choroby syna. Przy okazji przypomniała nasze spotkanie, gdy pomogłem jej na bóle nogi uniemożliwiające chodzenie (w miejscu zespolenia złamania).

    Wówczas wziąłem ją za rękę i powiedziałem, że jestem zjednany z Panem Jezusem (po Eucharystii). W ciszy zawołałem od Boga i nigdy już nie miała kłopotu. To był znak dla niej, bo wierzy w Bożą Opatrzność. Przy okazji dowiedziałem się, że jestem uzdrowicielem...

    Natychmiast zdecydowałem, że mam do nich pojechać, a z komputera wyskoczył napis „Błogosławię cię”. Podobnie czynił św. Paweł, który: „Przez całe dwa lata pozostał w wynajętym przez siebie mieszkaniu i przyjmował wszystkich, którzy do niego przychodzili, głosząc królestwo Boże /../”. Dz 28

    Pan sprawił, że trafiłem do ich kościółka na nabożeństwo do NMP z późniejszą Mszą św. Wzrok zatrzymywał obraz Matki Bożej stojącej pod krzyżem Pana Jezusa. Prawie chciało się płakać, a w środek serca wpadło zawołanie z litanii: „Uzdrowienie chorych”.

    Dodatkowo śpiewano pieśń o Panu Jezusie Dobrym Lekarzu oraz o Matce podającej rękę ociemniałym i skracającej mękę niewytrwałym. Przypomniał się czas pracy w przychodni, gdzie miałem obrazek MB Dobrego Zdrowia.

    Eucharystii pękła na pół, bo intencja faktycznie będzie wyczerpująca i potrwa 3 dni. Wiem, że nie wszystkim można pomóc, ale zarazem wielką radość daje uratowanie nawet jednej zniechęconej duszy. 

    Trafiłem do ciężko chorego (leczonego w Instytucie) z małymi dziećmi, gdzie dałem świadectwo wiary i poprosiłem, aby ofiarował Matce Jezusa swoje cierpienie i prosił o prowadzanie. 

    Rodzinie wskazałem, że nigdzie nie otrzymają mocy, bo tylko Pan Jezus w św. Hostii jest ratunkiem. Wszyscy powinni wołać za chorego, przyjąć cierpienia zastępcze (każdy swoje) i zamawiać Mszę św. Nie trzeba patrzeć na nic i w słabości nie wstydzić się otoczenia w  „uciekaniu się do Boga”.

    Choremu zaleciłem modlitwę do św. Michała Archanioła, podarowałem książkę „Życie po życiu” oraz przekazałem objawienia Maryi Królowej Pokoju. Mówiłem, że ważniejsze od zdrowia ciała jest zdrowie duszy. 

    To było wyraźne działanie Boga, który zaprosił mnie tutaj także w mojej sprawie. Nie mogliśmy skończyć rozmów, wymiany świadectw wiary, obustronnego pocieszania się. Jakże bliscy są sobie powołani przez Boga.

    Wracałem wstrząśnięty prowadzeniem przez Pana Jezusa: „Panie Jezu przyjdź do tej rodziny. Matko Dobrego Zdrowia obejmij tą rodzinę, pociesz te dzieciątka, bądź z nimi na dobre i złe”. Popłakałem się.

    Później, w wielkim bólu - prawie umierając - odmówiłem całą moją modlitwę. Jakże przydałaby się takie wspólne wołania nad chorym, które u nas nie są praktykowane. A to jest bardzo proste, bo wszyscy chwytamy się za ręce i błagamy Boga o interwencję.

     Dzisiaj, gdy to edytuję - w środku nocy - zawołałem dodatkowo: „Panie jeżeli taka Twoja Wola to proszę o uzdrowienie tego ojca trójki malutkich dzieci”...          

                                                                                                                                          APEL