Zdziwi tytuł intencji, ale nie ma ona nic wspólnego z tytułem książki aktora Jana Nowickiego, któremu na starość zebrało się na wspomnienia. Nawet napisałem do niego, bo nie wypada przed śmiercią wracać do głupot.
Wówczas po przebudzeniu o 6.00...z trudem zacząłem „Anioł Pański” i powoli mówiłem: „Zdrowaś Maryjo...łaskiś pełna, Pan z Tobą...módl się za nami grzesznymi”. Pomyślałem i zawołałem do Matki Chrystusa za wszystkie kobiety spotkane od dzieciństwa.
Przepłynęły obrazy z podwórka, matka i babcia, szkoła z pierwszą miłością, studia, praca ze specjalizacją. „Mateczko! Wspomóż je wszystkie, a szczególnie moją matkę chrzestną...”.
Jakże pięknie zaczął się ten dzień! Myśl uciekła do biednej i umorusanej, którą wczoraj obdarowałem, a moje serce zalała wielka radość Boża...jakby Pan chciał wynagrodzić ból naszego wczorajszego rozstania. Nie potrafię jeszcze wszystkiego odczytać, ale czuję, że „wczoraj”...minęło bezpowrotnie!
Radość Boża w duszy to wielki dar, a spływa na nas niespodziewanie. Nie pragniesz wówczas niczego, a właśnie przede stygnie ulubiona zupa mleczna! W takim stanie dusza sprawia sytość naszego ciała fizycznego. Wielu świętych bardzo mało jadło, a ojciec Pio żywił się głównie Eucharystią! Na ziemi dowiaduje się o tym tylko garstka...„Jezu mój! Jezu!”
Dopiero w pracy wyjaśniła się ta łaska, która później będzie napływała przed demonicznymi „nalotami” chorych, aby mnie udręczyć. Nazywałem ją „słodyczą wzmacniającą”...kto tylko raz to przeżył to wie o czym piszę, a Ty poproś, aby Pan dał poznać Ci tą łaskę.
Dzisiejsze uderzenie szatana było celne, bo dzień ofiarowałem za niewiasty, a już na samym początku pojawił się specjalny ich zestaw: bardzo mocnych, rządzących, nie znoszących sprzeciwu, a nawet narzucających rozpoznanie i leczenie.
Wprost odczuwałem "obecność" jakiejś demonicznej siły, która przeszkadzała w skupieniu się, zebraniu myśli, wywoływała zaburzenia wegetatywne (poty i drżenie rąk)...nawet niemożliwe było zrobienie kawy.
Jakby temu na przekór...dzisiaj kobiety biorę poza kolejką, nie denerwuję się kłótniami, z korytarza poprosiłem gadającą jak katarynka, ale zastąpił ją głuchy dziadek, który znalazł wolne słuchaczki!
Właśnie zgłosiła się grupa pań do badania na kurs kierowców, a z radia płynęła straszna muzyka. Nie mogłem wyjść na obiad...cały byłem spocony.
O 13.40 znalazłem się w wiejskiej chatce (wizyta domowa) z wielkim obrazem św. Józefa, który podawał - małemu Jezuskowi trzymanemu przez Matkę - drewnianą zabawkę. Łzy zakręciły się w oczach, bo św. Józef też był zapracowany.
Wracałem umęczony, ale szczęśliwy...niepotrzebnie do starszej pani powiedziałem, że zbliża się czas koronki do Miłosierdzia Bożego (15.00), bo po chwilce zadzwoniła do mojego domu i przerywała nam modlitwę! Padłem w kojący sen, a syn siostry zgłosił się po receptę dla niej!
Teraz wiem, że szatanowi chodziło o udręczenie mnie i wyprowadzenie z równowagi, ale nie udało się...nie licząc senności na Mszy św. w intencji niewiast z mojego życia! APEL