W nocy trafiłem na blog Janusza Świtaja, który jest całkowicie porażony. Nawet nie może samodzielnie oddychać (po wypadku motocyklowym).

                                                    Panie Januszu!

    Już wcześniej miałem do Pana napisać, ale - w prowadzeniu Bożym - stało się to dzisiaj, na pewno w ramach intencji modlitewnej, także za Pana. Nie wiem jakiej, ale to się wyjaśni.

    Pragnę Pana pocieszyć, że śmierć sprawia wyzwolenie z ciała. Pana radość będzie wielka, odpowiednia do obecnych udręk w niepełnosprawnym ciele. Nie wiem czy Pan jest katolikiem i jaki jest stan Pana wiary, bo całość cierpienia trzeba  u ś w i ę c i ć.

    Po spowiedzi i przyjęciu Komunii św. (najlepiej całą rodziną) wystarczą normalne słowa "Matko Boża przekazuję Ci to cierpienie od dnia wypadku do końca życia".

    Proszę napisać do "Echo Maryi Królowej Pokoju" w Krakowie 31-419 ul Kwartowa 24/1 i zamówić książeczkę dr Polo "Byłam u bram piekła i nieba". Lekarka została uderzona przez pioruna i jako „zabita” przekazała to co przeżyła po spotkaniu z Panem Jezusem. Ja to znam bez śmierci.                                                                 Pozdrawiam.

     W drodze do kościoła współcierpiałem z tragiczną sytuacją całej rodziny, a szczególnie opiekunami. Trudno to sobie wyobrazić, a z drugiej strony taką ofiarą można uczynić wiele dobra wiecznego. Wyobrażam sobie pokój Pana Janusza pełen świętych obrazów. Wprost jestem przy nim.

    Ból zalewał serce, a  podczas odmawiania koronki „patrzył” cień drzewa z obciętą koroną i takie drzewa wzdłuż ulicy. Płynie koronka do Miłosierdzia Bożego. Zwykły człowiek nie zna radości służenia Bogu naszemu. Radości życia dla Niego i Jego spraw od rana do wieczora.

    Dzisiaj Pan Jezus trafił w miejsce, gdzie „/../ leżało mnóstwo chorych: niewidomych, chromych, sparaliżowanych./../  Gdy Jezus ujrzał go leżącego (od 38 lat) i poznał, że czeka już długi czas, rzekł do niego: "Czy chcesz stać się zdrowym?" /../ Rzekł do niego Jezus: "Wstań, weź swoje łoże i chodź". J 5, 1-3a. 5-16

    Po Komunii w okolicy serca pojawiło się ciepło, a w ustach słodycz. Ciało zesłabło i stało się senne, bo my jesteśmy bardzo słabi.

     Parafia przygarnęła Ukraińca bez kończyn dolnych. Po uzyskaniu protez wiele razy zapraszałem go do kościoła (dwa kroki), ale nie drgnął. Teraz protezy zepsuły się i jest przykuty do łóżka. Ogarnij świat takich ludzi.  

    W sercu zacząłem rozważać o naszej wolnej woli. To wielki dar Boga, którego nie wolno łamać. Napłynęły dwa obrazy:

1. umierającego Jana Pawła II, który świadomie chciał powrócić do Boga i odmawiał sztucznego podtrzymywania jego życia (kroplówki, itd.)

2. oraz przestępcze odłączano od aparatury dawców narządów.

    Na tym tle mamy Janusza Świtaja, który nie chciał już takiego życia, ale wybór musi być w pełni świadomy, bo ofiarowując cierpienie możemy uczynić wiele dobra wiecznego.

    Przez serce przepłynął wstrząs, ponieważ przypomniały się słowa czytanego „Dzienniczka” s. Faustyny w radiu „Maryja”. Właśnie zmarła jedna z sióstr zakonnych i przyszła do niej w nocy. To takie jasne, ale ludzie nie wierzą, że jesteśmy po śmierci. Po co Pan Bóg wysila się i wciąż pokazuje Prawdę Prawdy?

    Ponownie zostałem zaproszony na Mszę świętą. Po wyjściu z domu przywitało mnie piękne niebo z gasnącym słońcem. Ludzie myślą, że Bóg obdarza nas jakimiś niesamowitościami, a to zwykłe pocieszenia, które w tym momencie wyraża trójka maluchów kręcących zaciekle pedałami plastikowych rowerów. Taka właśnie jest moja radość. Radość dzieciątka idącego na spotkanie Pana Jezusa.  

   Wraca dzisiejszy Ps 23.1-6  „Pan mym pasterzem, nie brak mi niczego”. Dziwne, bo właśnie opracowuję zapis z dnia 30.08.1997: „za pragnących powrotu do Domu Ojca”...                     

                                                                                                                                     APEL