Boże Ciało

    Szatan znał przebieg tego dnia i kusił mnie, abym nie uczestniczył w procesji. To była niechęć do "dania świadectwa wiary", bo wystarczy moje codzienne "chodzenie do kościoła"!

    Później myślałem o nabożeństwie w pobliskiej kaplicy, ale to byłaby dywersja duchowa, bo dzisiaj jest obowiązek bycia we własnej parafii, a nie szukanie "wypoczynku" duchowego.

    Wyszedłem, a przypomniała się wczorajsza pieśń w kościele: „upadnij na kolana ludu czcią przejęty... Święty, Święty, Święty...w postaci przyszedł chleba”. Teraz śpiewam z ludem: „Święty Boże, Święty mocny, Święty, a nieśmiertelny zmiłuj się nad nami”.

    W czasie całej procesji pojawiały się sekundowe połączenia z Bogiem rozrywające serce, gdy wzrok zatrzymywała Monstrancja, dzieci, kwiaty leżące na drodze, którą szedł Pan Jezus, strażacy i przedszkolaki czytające Słowo Boże. To jest nieprzekazywalne i nie da się opisać.

    Te przeżycia nie mają nic wspólnego z naszymi uniesieniami podczas uroczystości świeckich. Ja znam uniesienia komunistów w Rosji i wyznawców Kima w Korei Północnej, gdzie ludzie też płaczą podczas grania orkiestry i parady wojskowej. 

    Różnica polega na tym, że ich przeżycia dotyczą ciała fizycznego (uczuciowości), a tutaj doznania polegają na sekundowych połączeniach mojej duszy z Bogiem (łaska).

    Przy ostatnim ołtarzu wzrok zatrzymała klęcząca na dwóch kolanach kobieta. Podczas słów Pana Jezusa, że każda prośba do Boga w Jego Imię spełni się...ze łzami w oczach zawołałem w intencji osobistej. Tak się stało, bo po kilku latach szukania pomocy u lekarzy Pan wszystko wyjaśni w jednym błysku...już w tą sobotę o 5.00 rano!     

    Kapłan mówił o potrzebie trwania przy Panu Jezusie.  Po Eucharystii padłem na kolana i w centrum naszego osiedla trwałem tak około 15 -30 minut do zakończenia Mszy św. Nic nie obchodzili mnie znajomi, bo klęczałem z potrzeby serce po zjednaniu ze Zbawicielem.  

    Szatan wiedział, że takie będzie moje świadectwie wiary i dlatego podsuwał myśli o rezygnacji z uczestnictwa w procesji z uczynieniem nieokreślonego "dobra"...

    Wcześniej myślałem o pójściu z krzyżem, który miałem w gabinecie lekarskim. Pielęgniarka przyniosła go pod fartuchem po likwidacji oddziału wewnętrznego. Pan Jezus towarzyszył mi przez 20 lat i chronił, bo zawód lekarza jest pełen pułapek.

    Nie wiedziałem dlaczego po powrocie do domu „patrzył” Pan Jezus Król, ale przypomniał się mój śpiew z ludem i orkiestrą: „Panie nasz, króluj nam, Boże nasz, króluj nam poprzez wieczny czas króluj Jezu nam”.

    Dzień zakończył się uczestnictwem w uroczystościach transmitowanych z Watykanu. Wspólnie modliliśmy się, a o 21.30 papież Franciszek pobłogosławił mnie Monstrancją. Popłakałem się i zawołałem: „Dziękuje Panie Jezu za tą łaskę. Jakże Panie to wszystko pięknie urządziłeś”.

    W wielkim bólu odmówiłem ‘św. Agonię z koronką do 5-u św. Ran’ Zbawiciela. Pan sprawił, że następnego dnia będę szedłem w procesji tuż za Monstrancją, a w sobotę otrzymam łaskę niesienia baldachimu. Łzy płynęły po twarzy...                                                                  APEL