Nadchodzi zimny wyż z wiatrem, a wówczas źle się czuję i jestem bardzo słaby. W drodze do kościoła odmawiałem modlitwę w intencji wczorajszego dnia: za wybierających ciemność. Wzrok zatrzymywały rudery z poprzedniego wieku, rozpadający się drewniak zjedzony przez korniki, zbierający śmieci z ich miażdżeniem, samochód wieziony na złomowisko, a klepsydra informowała o przedwczesnym zgonie alkoholika.

    Ogarnij cały świat, a zobaczysz mój ból, bo przypominamy mrówki, które biegają po chodniku...nie widzą przechodzących i giną pod butami, reszta zlatuje się na ratunek i też traci życie. To wszystko, co tworzymy jest marne, bo już z pewnej odległości nikną domy, płoty, a nawet wieżowce...

    Na cichej Mszy świętej zawołałem tylko: ”Panie Jezu...jak dobrze jest tutaj! Nie chcą Ciebie, bo wszystko jest ważniejsze od zbawienia duszy, a świat chyli się ku zagładzie na moich oczach”.

      Nadchodzi Dzień Powrotu Zbawiciela (Paruzji)...głowa szatana zostanie zmiażdżona piętą Matki Bożej. Wszyscy ujrzą wówczas bezbożność, racjonalizm, materializm, egoizm, pychę, chciwość i złośliwość...to wszystko, co wielbi ten świat!

    Wprost czuję ten czas i chciałbym krzyczeć, ale nie chodzi o to, aby w głupi sposób ogłaszać koniec świata i czekać jak św. Jehowy „na wybranie 144 tys.”...tylko o przebudzenie duchowe! 

     Eucharystia zwinęła się, a po wyjściu z kościoła poczułem smak obwarzanka...to wzmocnienie dla ciała, bo zesłabłem dodatkowo  podczas uniesienia modlitewnego. 

     Intencję odczytałem następnego dnia tuż przed wyjściem na Msze św. wieczorną, a podczas odmawiania modlitwy płakałem z powodu współcierpienia z Panem Jezusem, bo dla wielu Jego Ofiara pójdzie na marne.

     W drodze powrotnej spotkałem mojego pacjenta, letniego katolika, który nawet w niedzielę przychodzi do kościoła w kratkę. Zgodził się, że jest zagrożenie pokoju, a ja dodałem, że nadchodzi zagłada tego świata. Zaprosiłem go na codzienną Mszę św....podziękuje mi, gdy spotkamy się w Królestwie Niebieskim...

  Krążyłem jeszcze przez godzinę i odmawiałem umieranie Pana Jezusa na krzyżu („św. Agonię”)...powtarzałem z jękiem w duszy wszystkie zawołania Zbawiciela (10 x każde), łzy zalewały oczy, a w tym czasie moje serce krzyczało z bólu "Boże! Boże!". To wszystko było wynikiem ujrzenia marności mojego  życia!

    Poprosiłem: ”Ojcze mój, przedłuż o rok moje zesłanie, niech odrobię zmarnowany czas w którym grzeszyłem „Jezu! Jezu!! Jezu!!!  Matko Święta! Przepraszam za nasze marności, a szczególnie nędzę duchową, która najbardziej rani Najświętsze Serce Boga”.

    Szczególnym przykładem jest wiara letnich katolików („wierzących, ale nie praktykujących”), którzy żyją tak jakby Boga nie było. Dodatkowo zaślepieni przez złego mają różne fałszywe ambicje i dążą ku marnościom! Taką jest obecna walka o utrzymanie możliwości zabijania dzieci nienarodzonych.

     Na ten moment czytam mój zapis z 20.03.1993 z refleksją o naszej marności: świat zwierzęcy, my - ludzie i Boskość Pana Jezusa pokazana na Górze Przemienienia! Dzisiaj dodam, że jesteśmy cudem stworzenia, ponieważ mamy ciało fizyczne...zbliżone do zwierzęcego z nieśmiertelną duszą!

    Już wówczas wiedziałem, że nie będę prowadził normalnego życia, bo czeka mnie niesienie krzyża Pana Jezusa. Tutaj też pasuje orędzie MB Pokoju z 12.12.2011, które  zawierało  wezwanie, abyśmy zwrócili się ku życiu wiecznemu (duszy)...  

                                                                                                                                    APEL