Przez całą sobotę byłem pusty duchowo, a ciało opanowała całkowita słabość. Dla mnie „opuszczenie” przez Boga jest wielkim cierpieniem. Normalny człowiek nie wie o czym piszę, ale można to wyrazić smutkiem dziecka w czasie, gdy tata jest w pracy.  

    Tuż po przebudzeniu poczułem obecność Zbawiciela...”Pan wrócił”! Nie wyjaśnię na czym polega poczucie tej obecności. Stan normalny zna każdy człowiek, a tu tata wrócił do synka. W krótkim czasie uporałem się z dwoma zapisami, bo sam z siebie nie mogę nic uczynić, a nawet opracować.

   Idę w słońcu na nabożeństwo, a dzwony grają „Anioł Pański”. Ciepło, słonce, przyjemnie po wczorajszym zimnie z chmurami, a także po zaćmieniu duchowym. Można powiedzieć o pełni radości, ale nie ma łączności pomiędzy przeżyciami tego i tamtego świata, bo właśnie serce zalała tęsknota z pragnieniem modlitwy.

    „Przyszedł” zmarły brat, pojawiła się bliskość syna, przepływają członkowie rodzin. Ciągnie się za mną wczorajsza intencja. Prawie omdlewałem podczas odmawiania koronki do Miłosierdzia Bożego.    

     Trafiłem na Mszę św. o 12.00, ale w zwykłe dni spotkania z Panem Jezusem mają większą intymność. Św. Piotr mówił, że patriarcha Dawid jako prorok zapowiedział zmartwychwstanie Pana Jezusa. „/../ Tego właśnie Jezusa wskrzesił Bóg, a my wszyscy jesteśmy tego świadkami. /../". Dz 2, 14. 22-33

    Dzisiaj uczniowie spotkali zmartwychwstałego Zbawiciela w drodze do wsi Emaus: „/../ Gdy zajął z nimi miejsce u stołu, wziął chleb, odmówił błogosławieństwo, połamał go i dawał im. Wtedy otworzyły się im oczy i poznali Go /../”. Łk 24, 13-35

    Stałem w słońcu, na zewnątrz kościoła i niewiele do mnie dotarło. Moim jedynym pragnieniem było przyjęcie Eucharystii. W tłoku natknąłem się na kolegę, który moje klękanie przed przyjęciem Ciała Pana Jezusa nazywał aktorstwem. Ponadto skrzywdził mnie...

   Ja mu przebaczyłem, ale pokuta wymaga pogodzenia się, przeproszenia i zadośćuczynienia. Ból zalał serce aż uciekłem do innej kolejki. Kapłan podszedł do mnie z boku, ale nie  mogłem przyjąć Pana Jezusa, ponieważ przeszkadzali ludzie.

    W ten sposób odczytałem intencję modlitewną dnia, bo ten widzialny znak jest wyrazem wielkiej rzeszy wiernych, którzy nie mogą przystępować do Komunii świętej. Nie chodzi o świętokradztwo, ale o różne przeszkody.

    Dzisiaj przepływały wyrzuty sumienia. Ja wyrządziłem ludziom wiele krzywd i nie mogę ich naprawić, ponieważ wielu nie żyje. Pozostaje proszenie Boga o zmiłowanie oraz modlitwy wynagradzające, posty i wyrzeczenia w intencji skrzywdzonych przeze mnie. Te dusze mogą mi wybaczyć i są wdzięczne za moje wsparcie. To jest bardzo pięknie stworzone.

    Wyobraź sobie, że komuś ukradłeś rentę i pragniesz iść do Komunii św. Jeżeli ta osoba nie żyje to możesz na tysiąc sposobów rozliczyć się z Bogiem: wspomóc biednych, dać za skrzywdzoną duszę na Mszę św. lub przekazać za nią jakieś cierpienia.

    Krótko mówiąc trzeba spłacić dług do ostatniego pieniążka, bo jak powiedział dzisiaj św. Piotr: Bóg „/../ sądzi nie mając względów na osoby, ale według uczynków każdego człowieka, to w bojaźni spędzajcie czas swojego pobytu na obczyźnie. /../”. 1 P 1, 17-21

     W wielkim smutku wracałem do domu, bo chciałbym, aby każdy pojednał się z Bogiem, ale kolega nie jest tego przykładem. W tym momencie odczułem wielki ból Najświętsze Serce Boga. Ilu prominentów, członków  „związku bratniego, który miał ogarnąć ludzki ród” spokojnie przystępuje do Stołu Pańskiego. To wielka tragedia. Cała nadzieja, że ktoś czyni to w nieświadomości lub braku poczucia grzeszności.

    Nikt nie porusza tej sprawy, a żaden spowiednik nie pyta o agenturalność. Tacy „wierni” mogą przychodzić do kościoła, ale nie mogą jednać się ze Świętym Świętych. Ktoś powie przecież nikogo nie zabiłem. Zabić możesz przekazując, że ktoś o pewnej porze chodzi z pieskiem...

                                                                                                     APEL