Na Mszy św. porannej Pan Jezus przekazał mnie Swojej Matce: "Niewiasto, oto syn Twój. /../ Oto Matka twoja". J 19, 25-27 Jeszcze nie wiedziałem, że nad ranem zmarła moja matka ziemska. 

    Poprosiłem Pana Jezusa, aby w intencji jej duszy przyjął ten dzień mojego życia: spowiedź z odmówieniem litanii do NMP, dwie Msze św. z Eucharystią, całą moją modlitwę oraz kwiaty postawione pod figurą MB Niepokalanej i dzisiejsze nawiedzenie krzyża.

    Nagle ujrzałem jej zatroskanie o byt rodziny, bo  pracował tylko ojciec (piątka dzieci). W końcu życia stała się niewidoma...zdana na rodzinę. Nie wiem jak się modliła, ale na spotkaniach całowała z namaszczeniem Pana Jezusa przy różańcu.

    Na cmentarzu zajrzałem w otwarty grób. Tyle zostaje z ciała fizycznego. Przez serce przeleciał ból, bo w nocy przeczytałem słowa Pana Jezusa, że prawdziwym dniem życia jest ten w którym idziemy za Nim. „Patrzyły” krzyże, a podczas odmawiania modlitwy „Ojcze nasz” napłynęła bliskość Nieba, a nade mną zaczęło krążyć stado gołębi.

    Teraz św. Paweł mówi: „Nic bowiem nie przenieśliśmy na świat; nic też nie możemy z niego wynieść. Mając natomiast żywność i odzienie, i dach nad głową, bądźmy z tego zadowoleni. /../ zdobądź życie wieczne: do niego zostałeś powołany /../”. 1 Tm 6, 2c-12  To jest tak proste, że aż niepojęte.

    Zapytaj przeciętnego człowieka o cel jego życia. Wielu wskaże na zdrowie,  czynienie dobra, przekazywanie życia, służenie innym, itd.

    Kapłan mówił o smutku rodziny, ale dla mnie to dzień radości, bo matka nie jest już niesprawna i niewidoma. To łaska powrotu do życia. Dla normalnych ludzi jest  to niezrozumiałe, bo większość nie wierzy w życie wieczne.

    Ludzie nie chcą i nie proszą o dary Boga, a w tym o najważniejszy: zbawienie. Można to porównać do wydostania się z obozu śmierci, z terenu otoczonego drutem kolczastym, zza muru berlińskiego lub z Korei Północnej.

    Pierwszy podszedłem do Komunii św. i padłem na kolana, a wzrok przykuła stacja drogi krzyżowej: Matka Boża stojąca pod krzyżem Pana Jezusa.

    Przeciętny człowiek nie zauważy pomocy Boga. Prawie chce się płakać, bo matka zmarła w święto MB Bolesnej, po dwóch dniach nieprzytomności. Łzy zalały oczy, gdy na Mszy św. pogrzebowej pojawił się mój proboszcz. Wszystko przebiegło sprawnie, dopisała też pogoda. Nawet samochodem zatrzymałem się pod cmentarzem, a to sprawiło, że później odwiozłem kapłanów i organistę.

    Dziękuję Panie Jezu! Dziękuję!...                                                                                APEL