Obudziłem się w środku nocy i uprzytomniłem sobie, że to czas nawałnicy bolszewickiej z września 1939r. Przez sekundę wyobraź sobie, że zrywasz dzieci i musisz opuścić na zawsze swój dom.

     Tak jak przewidziałem w telewizji przemilczono los tych Polaków. W TVN będą mówili o braku solidarności w Europie oraz kobiecie, która pomyliła hamulec z gazem i wjechała do marketu, a „Polszmat” zaserwował nawet odcinki jakiejś  „komedii”.

    Prezydent Bronisław Komorowski buduje zgodę pomiędzy służbami specjalnymi, które teraz szaleją. Nawet nie muszą się wysilać, bo bawią się z „wrogami” poprzez inwigilację, sądy, banki, mass-media i różne prowokacje. 

    „Właśnie” ujęto tych, którzy namalowali sierp i młot na pomniku „wyzwolicieli”. Nie powinno być takich pomników. Powala się krzyże i nikomu nic do tego, a karze się za prawdę. Sam zobacz, kto nami rządzi, ale „jaki cyrk takie małpy”. Pan Bóg to widzi i każdy otrzyma zapłatę.

     W drodze do kościoła miałem obstawę policji i spotkałem starego ubowca („miedwiedia”) udającego, że szuka coś w śmietniku. Internowanie domowe w którym chce się krzyczeć: „nie mogę być sam, nie mogę być sam”.  

    Wróciła moja krzywda, ale żachnąłem się, bo dzisiejszy dzień pragnę poświęcić za ofiary „noża w plecy”. Cóż oznacza jakaś niesprawiedliwość w stosunku do eksterminacji części narodu, który wyrwano z korzeniami, a całe rodziny skazano na okrutną śmierć  (transport, głód, zimno, rozdzielenie rodzin). Stalin przerósł Hitlera. Nie organizował zabijania, bo ludzie sami umierali...

    Św. Paweł nakazuje mi: „(...) w obliczu Boga, który ożywia wszystko, i Chrystusa Jezusa, (...) ażebyś zachował przykazanie nieskalane, bez zarzutu (...)”. 1 Tm 6,13-16 

    Dzisiaj Pan Jezusa mówił o siewie, a w sercu pojawili się ci, których czyny padły jak to  ziarno: „(...) na drogę i zostało podeptane, (...) na skałę (...) między ciernie (...)". Łk8, 4-15

    Tu chodzi o Słowo Boże, ale jego owocem jest nasze życie. Nie możesz nic dobrego uczynić bez Boga, bo szatan podsunie władzę, a bogactwa i przyjemności zagłuszą sumienie. Jakże dzisiaj żałośnie wyglądają budowniczowie ustroju sprawiedliwości społecznej („zabić i zabrać”).

    W ręku mam „Gości niedzielnego” z art. „Listy do matki”. Dziewczyna umieszczona w obozie sowieckim pisała listy na korze białej brzozy. Nie wiadomo kto to był, do kogo były skierowane i jak przetrwały.

    Przez cały dzień nie usłyszałem wzmianki o agresji sowieckiej. Bawiono się i tańczono na wszystkich programach. Nikogo nie obchodzą już dusze tamtych ludzi. (tylko na jednej Mszy św. wspomniano o agresji sowieckiej).

    Trwa festiwal pogaństwa: Palikot i Gadzinowski tańczą z gejami, ludzie klaszczą podczas programu „Mam talent”, płyną ogłupiające seriale oraz dyskusje kandydatów w wyborach.   

    Jakże Pan prowadzi. Proboszcz zaprosił parafian na modlitwę nad grobem  nieznanych żołnierzy. Idę na to spotkanie, płynie koronka do miłosierdzia i prawie omdlewam podczas wołania za ofiary nawałnic bolszewickich. 

    W ciemności, wśród zapalonych zniczy, z gromnicą proszę: „Ojcze! Tato! Panie! Miej miłosierdzie nad tymi biedakami. Wyrwano ich w środku nocy, rozdzielano rodziny. Wielu z nich umarło z przekleństwem na ustach. Wybacz im”.  

   Wspomniałem też duszę teścia, który walczył wówczas w obronie naszej ojczyzny. Komuniści dali mu pracę u „opiekuna”, który przyznał się do tego przed śmiercią. To wyjątek, ponieważ ci ludzie milczą do końca.

    Przypomniał się też sen: na szczycie schodów stała teściowa i jadła loda („zbawiona”?), a obok niej smutny teść ze zranionym nosem („potrzebuje wsparcia modlitewnego”). Poprosiłem, aby Bóg przelał na mnie jego przewinienia. Nigdy nie pomyślałbym o nim, a przecież brał udział w pierwszej wojnie z Sowietami.     

     Wszyscy poszli, a ja zostałem na cmentarzu. Wokół płoną znicze, trwa cisza, dobro i  pokój. To miejsce od lat wyświęcane, gdzie nie ma śmiechu i wciąż trwają wołania do Boga. Wróciłem, gdy wiatr zgasił mi gromnicę...                                                             APEL