Podczas kilku nocy chodziłem za Panem Jezusem nauczającym naród wybrany („Poemat Boga-Człowieka”). Musisz sam to przeczytać, a dowiesz się o pragnieniu spotkania Zbawiciela. Tamci ludzie przez szereg dni przychodzili z nadzieją posłuchania nauki.

    Jako „ludzie nowych czasów” (chrześcijanie) mamy większą odpowiedzialność. Bóg pozwala działać szatanowi, bo toczy się walka pomiędzy tym, co na Wyżynach, a tym, co na Nizinach, pomiędzy Dobrem i Złem o nasze dusze. Tam trafiłem na słowa Zbawiciela: „czyń dobro temu, kto ci wyrządził zło, a Bóg nazwie cię świętym”. Dzisiaj jest nam łatwiej, ponieważ w walce - z całym arsenałem pokus - pomaga nam łaska wiary.

    Podczas wyjazdu na Mszę św. spotkałem zabitego gołąbka. Nie lubię tego znaku, bo  pokój to wielka łaska Boga. Trafiłem na śpiew chóru szkolnego, ale serce zalewało rozproszenie oraz smutek i złość, bo już cztery lata trwa perwersyjne dręczenie mnie przez samorząd lekarski. Nagle dusza doznała wstrząsu, gdy siostra zaśpiewała „Panie zmiłuj się nad nami”.

    Nie wiedziałem, że tak właśnie przyjdzie Pan Jezus i stanie przy mnie, bo dzisiaj powoływał Apostołów. Dalej trwa nabór robotników potrzebnych do budowania Królestwa Niebieskiego. Popłakałem się, bo nic nie zapowiadało takiego spotkania. Nawet później, gdy będę  to zapisywał łzy zaleją oczy, a serce tęskna rozłąka. 

    To nie jest wybranie w rozumieniu ziemskim (pycha), ale Pan daje mi krzyżyk. Bliskie mojemu cierpieniu są dzieciątka oczekujące na powrót taty.

    Na ten moment św. Paweł mówi, aby umacniać się w wierze z wdzięcznością i nie dać się uwieść żywiołom tego świata oraz  filozofii ludzkiej, która nie jest oparta na Pełni Bóstwa czyli Chrystusie. Ja naprawdę zostałem przywrócony do życia (wskrzeszony), bo Pan darował mi wszystkie występki i skreślił długi. To wstrząsające słowa z jego listu. (Kol. 2, 6-15)

     Komunia św. załamała się i całkowicie zgięła jak spadzisty dach. To dzieje się bez mojego udziału i wiem, że spotka mnie jakieś cierpienie („My”). Mimo pokoju i słodyczy moja dusza zesmutniała.

    Nie mogłem opuścić świątyni i pozostałem na następnym nabożeństwie, a kapłan wspomniał tych, dla których Bóg w ich życiu jest na pierwszym miejscu. Tęsknotę ukoiły słowa psalmu, które dopiero teraz wpadły w serce: „Każdego dnia będę Ciebie błogosławił i na wieki wysławiał Twoje imię. /../  Pan jest łagodny i miłosierny, nieskory do gniewu i bardzo łaskawy /../  Niech Cię wielbią, Panie, wszystkie Twoje dzieła i niech Cię błogosławią Twoi święci. /../”. Ps 145 1-2, 8-11

    Nawet inaczej brzmiał śpiew młodych przed i po Komunii św. Tak tu dobrze z Panem Jezusem. Nie trzeba żadnych słów...jak w prawdziwej miłości. Ciało zapragnęło milczenia i samotności („pustyni”). Tak wyglądał Pan Jezus prowadzony na zabicie („cichy jak baranek”). 

    Tęskna miłość zalała duszę smutną aż do śmierci, której nie ukoiła nawet Komunia święta. Nie wystarczyło zniesienie głodu duszy, która dzisiaj pragnie prawdziwego spotkania z Bogiem i zjednania z Panem Jezusem w wieczności.

    Przed chwilą denerwowały kłopoty, a teraz nie ma spraw tego świata, bo stałem się nowym człowiekiem, własnością Nieba. Nagle niczego nie pragnę oprócz wyrwania się z ciała, „więzienia” dla duszy często powodującego jej śmierć.  Nawet nie miałem siły jechać rowerem.

    Przypomniał się judoka, który stał się niezdolny do uprawiania tego sportu (nauka zabijania) po podobnym powołaniu przez Boga. Tego nie pojmie normalny człowiek, bo ja sam jestem zaskoczony nagłym przyjściem Pana.

    Na Mszy św. wieczornej zapatrzyłem się w witraż, gdzie św. Jan - w połatanym płaszczu - chrzci z wody Pana Jezusa. Tyle lat tutaj przychodzę, a dopiero dzisiaj zauważyłem płaszcz tego świętego. To symbol całkowitego oddania się Bogu, pójścia za Nim przez największego człowieka na ziemi... 

                                                                                                                                      APEL