Przed wyjściem do kościoła z transmitowanej Mszy św. (Radio Plus) kapłan w słowie mówił o ubogich w duchu...cichych, ostatnich i pozbywających się wszystkiego dla Boga.  

  W drodze na Mszę św. o 6.30 w wielkim bólu wołałem za świadczących o prawdzie naszej wiary. Po wielu dniach wrócił mój normalny stan i serce rozrywało wołanie do Boga Ojca, a w duszy „umierałem”. Miałem szczęście, ponieważ nie spotykałem znajomych, co jest w moim stanie wielka udręką.

   Nabożeństwo było w intencji duszy teściowej, która przygarnęła nas na wiele lat...później zapaliłem lampkę pod krzyżem i wymieniłem kwiat, który żona przyniosła z targu.

     Zdziwiłem się, bo przed zapisem tej intencji poprosiłem Ducha Świętego o pomoc, a w natchnieniu otworzyłem „Poemat Boga-Człowieka”, gdzie Pan Jezus mówi do nas poprzez Marię Valtortę:

    << Każda dusza jest płomieniem świętym, złożonym przez Boga na ołtarzu serca, aby służył do spalania ofiary życia miłością do jej Stwórcy. Całe życie stanowi ofiarę całopalną, jeśli jest dobrze przeżyte. Każdy zaś dzień jest ofiarą, która ma być trawiona przez świętość.

     (...) Tacy są wielcy grzesznicy nawróceni prawdziwie (...) Spalają najpierw samych siebie (...) Biegną na spotkanie Łaski, dotknięci przez nią.   >> *   

    To bardzo trudny język teologiczny, ale ja rozumiem te słowa Zbawiciela, że  jestem „duszą-ofiarą” i mam wrócić do Boga jako święty...inaczej nie otworzą furty do Domu Ojca.

   W praktyce wygląda to tak, że od nawrócenia (1986 -1988) każdego dnia staram się uczestniczyć w Mszy św. z Eucharystią, a podczas tego Misterium Pan Jezus umiera na krzyżu. Ja do tej ofiary dodaję swoje cierpienia, modlitwy, posty i wyrzeczenia, które zostają w ten sposób uświęcone! To wszystko służy nawróceniu i zbawieniu wielu dusz. Owoce tego działania poznam dopiero po śmierci.

        Na Mszy św. wieczornej z nabożeństwem majowym Eucharystia rozpuściła się w ustach, dała nieznany mi smak, bo który mogę określić jako „duchowy”.

    Intencję odczytałem dopiero 23 maja, a podczas odmawiania mojej modlitwy serce chciało mi pęknąć, a łzy zalewały oczy...wprost umierałem.  Jak nigdy trwała w drodze do kościoła, podczas całego nabożeństwa oraz przed Najświętszym Sakramentem.

     W czasie błogosławieństwa Monstrancją...przy każdym uderzeniu gongu wołałem:

    Jezu! zmiłuj się nad nade mną i wszystkimi „duszami-ofiarami”

    Panie! daj moc wytrwania garstce Twych sług

    Prowadź nas drogą Twojej Prawdy ...   

      Mojego stanu nawet nie próbuję przekazać. Pomyślałem o cierpieniu Pana Jezusa podczas modlitw, które trwały całymi nocami, gdy zmęczeni uczniowie twardo spali...     

                                                                                                                             APEL                     

* „Poemat Boga-Człowieka” 113. „Spalić siebie” A, 6036-6059