Dzisiaj spokojnie wyszedłem na Mszę św. o 7.30...kąpiel, kawa. Mam pragnienie modlitwy, a może odczytu zaległej intencji z tej niedzieli. Blisko domu w wielkiej kałuży wody kąpały się gołębie i śpiewały ptaki.

    Zacząłem „Ojcze nasz” i popłakałem się, ponieważ przypomniałem sobie pokutę zadaną po wczorajszej spowiedzi i tak zacząłem odmawiać koronkę do Miłosierdzia Bożego. Łzy zalały oczy i płynęły po twarzy, bo nie spodziewałem się tak nagłego uniesienia duchowego i modlitwy zjednoczenia z Bogiem Ojcem Przedwiecznym.

     Pierwszy raz w życiu wołałem tak przejmująco i z rozpaczy nad nami i tym światem, a zarazem czułem w duszy wielką moc zawierzenia losu nas wszystkich z powstrzymaniem czekającej nas zagłady. Nie trzeba wojny, a wystarczy zobaczyć całe połacie doszczętnie spalonej Kanady, a teraz powodzie i terroryzm we Francji. Nagle tracisz wszystko, a nigdy nie prosiłeś o Opatrzność Bożą.

    Ja myślę, że jest to znak dla wielu państw, które są symbolem dostatku i demokracji na ziemi z równoczesnym upadkiem wiary w Boga i spaczeniem celu naszego życia w którym zbawienie duszy schodzi na drugi lub dalszy plan. Gubi nas pewność, a pokazano wieżowiec w Chinach, który spłonął w mgnieniu oka!

    Tyle lat żyłem w łączności z Panem Jezusem, Matką, Duchem Świętym, ale wiem, że koniec mojego życia będzie przebiegał z uwielbieniem Boga Ojca, Stworzyciela, bo nie ma kultu Jego Serca, nie ma nawet wielu świat kościelnych. Krótko mówiąc: Tata jest zapomniany!

    Nie ma nawet odpowiedniej wdzięczności za Opatrzność Bożą nad naszą ojczyzną, bo tyle lat trwała budowa Świątyni Opatrzności Bożej w W-wie, która powinna stanąć w miejscu wyburzonego Pałacu Kultury i Nauki! Ponadto nie chciano powołać Pana Jezusa na Króla Polski...

    Przypomniało się moje wczorajsze wejście do sanktuarium maryjnego z garstką wiernych. Zapytałem sam siebie, a byłem bardzo słaby fizycznie...kto obroni nasze kościoły?      

    Odpowiedź nadeszła dzisiaj, bo podczas modlitwy i płaczu z pochylona głową poczułem wielką moc Boga, która pokonuje strach przed śmiercią. Później w ręku będę miał  kalendarz misyjny ze zdjęciami z procesji z różnych części świata...tam też są podobni do mnie, ale się nie znamy. 

    Dzisiaj w Ew Mk 12, 28b-34 Pan Jezus wskazuje uczonemu w Piśmie na najważniejsze przykazanie: „Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, cała swoja duszą całym swoim umysłem i cała swoja mocą”. Drugie jest to: „Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego”.

   Moją uwagę przykuły słowa, które płyną z usta kapłanów codziennie podczas liturgii eucharystycznej. Sam zobacz: „Błogosławiony jesteś, Panie, Boże wszechświata (...) teraz i na wieki. Daj nam Boże, udział w bóstwie Chrystusa, który przyjął nasze człowieczeństwo...”.

    Eucharystia zamieniła się w mannę z Nieba (manhu) i do domu wracałem w uniesieniu, bo już na ziemi jestem w Królestwie Bożym.

    Wróciłem na nabożeństwo do Serca Pana Jezusa, a właśnie była Eucharystia. To była dodatkowa łaska dla mnie. Później klęczałem podczas litanii do Serca Pana Jezusa i uczestniczyłem  w ostatniej procesji oktawy Bożego Ciała.

     W litanii do Cudownego Wizerunku Boga Ojca wzrok zatrzymało zawołanie: Boże, Ojcze nasz, któryś jest w niebie - przyjm uwielbienie nasze...

   Intencję modlitewną w pełni odczytałem dopiero 6 czerwca w drodze na Mszę św. Te dwa dni to czas wielkiej tęsknoty za Bogiem Ojcem z bólem miłosnej rozłąki. Tego nie można przekazać, bo to jest cierpienie duchowe.

    Wprost biegłem do kościoła odmawiając całą moją modlitwę, której drugą połowę skończyłem w drodze powrotnej, a trafiłem na cmentarzu i prosiłem Boga o wspomożenie znajomych dusz...wśród których było wielu moich pacjentów.  

                                                                                                                            APEL