Od 2.30 - 6.00 pisałem, a teraz, gdy świta wychodzę „z radością na spotkanie Pana”, bo ucieszyłem, gdy mi powiedziano: "Pójdziemy do domu Pana". Ps 122  

   Zacząłem odmawiać koronkę do Miłosierdzia Bożego, a modlitwa „Ojcze nasz” wywołała wstrząs i nagłe zesłabnięcie ciała. Tak bywa, gdy dusza łączy się w modlitwie z Bogiem. Idę chwiejnym krokiem i prawie omdlewam, bo radość z którą wyszedłem zmieszała się z nagłym smutkiem.

    Nawet nie mogę go określić, bo nie towarzyszy mu "chwytanie za gardło" i krzyk ciała. Tutaj rozlega się krzyk, ale duszy: „Słodki Jezu! Zbawicielu drogi! Królu mojej wieczności”.

    Nic nie zapowiadało tak nagłego cierpienia. Łzy zalały oczy. Jakim językiem wypowiedzieć mój stan? Zaczyna się święte spotkanie, a dzisiaj jest  wspomnienie męczenników koreańskich. Misjonarze przybyli tam z Francji w roku 1836 i w krwawych prześladowaniach życie oddało 103, a wśród nich pierwszy kapłan Andrzej Kim Taegon i apostoł świecki Paweł Chong Hasang. 

    Na ten moment  „patrzy” Pan Jezus Miłosierny, a w sercu odczucie, że kiedyś ich spotkam. My kojarzymy śmierć z utrata życia, a wielu jest zabijanych duchowo. Nawet nie jest to podnoszone, bo określenie nieznane. Ilu jest takich? Nikt nawet nie wie o nich, bo za życia nie dają żadnego świadectwa.

    Podczas podchodzenia do Komunii św. gdy śpiewaliśmy niezdarnie „U drzwi Twoich stoję Panie” chciało się płakać. Komunia św. pękła na pół. Nie mogłem wyjść z kościoła. Tak chciałbym tutaj zostać i wołać do Nieba: „Panie! słodyczy mojego serce i duszy”.

   Nawet zjednanie z Panem Jezusem nie ukoiło smutku, a łzy nadal cisnęły się do oczu. Może to zwiastun cierpienia wynagradzającego za dusze o które prosiłem (z rodziny, za kolegów, teścia, żołnierzy umierających z przekleństwami).

    Nie wiem co Pan mówi, bo św. Hostia złamała się prawie z oderwaniem odłamów! Czy Pan Jezus pokazuje mi Swoje cierpienie i daje mi Swój krzyż? Wyszedłem na Mszę św. z radością, a wróciłem zmiażdżony w sercu, smutny w duszy i pragnący krzyczeć. Nic mi nie brakuje, mam wszystko i jeszcze więcej, bo łaskę wiary.  

     „Panie Jezu! Cóż mogę uczynić dla Ciebie? Ja widzę Twoje cierpienia, ale mam małe możliwości. Przecież takich jak ja nie zapraszają do telewizji, nie dają stałych rubryk w prasie: raczej wyciszą, puszczą w zapomnienie, odgrodzą od ludzi, zabiją fizycznie lub duchowo".

   Podczas przechodzenia obok budowanego basenu wzrok przykuły wielkie płyty dębowe, powyginane w łuki i dające mocne podpory. Jak wybudowano Świątynię Jerozolimską o której były czytania? Nie dziwią ponaglenia przez Boga Ojca: 

    "Obudźcie się! Wstawajcie! Bierzcie się do pracy! Budujcie"! Na późniejsze poświęcenie tego domu Bożego ofiarowano: „sto wołów, dwieście baranów, czterysta jagniąt, a jako ofiarę przebłagalną dwanaście kozłów /../ jak jeden mąż oczyścili się /../”. Ezd 6, 7-8. 12b. 14-20.

   W smutku trafiłem na cmentarz, który jest miejscem wielokrotnie uświęconym i oazą pokoju. Tutaj gasną wszystkie złe emocje. Tęsknota za Panem dalej zalewała serce, a koiły wołania. „Ojcze Przedwieczny przyjmij - przez Niepokalane Serce matki - św. Poniżenie Pana Jezusa za smutnych bez Syna Twego”...tak popłynęła cała moja modlitwa.

    W tym czasie myślałem o podobnych do mnie na całym świecie, a szczególnie o tych, którzy nie mają możliwości spotykania się z Panem Jezusem. Wyobraź sobie, że masz takie pragnienie, a w okolicy nie ma Domu Boga, kapłana i św. Hostii. Nawet teraz, gdy piszę łzy zalewają oczy.

    My uważamy, że Bóg nie cierpi, a przecież  kocha nas miłością niewyobrażalną i w smutku czeka na nasz powrót. To jest  pokazane na ojcu ziemskim, który płacze z powodu swoich dzieci, szuka z krzykiem zagubionych i martwi się o ich byt. Każdy widział rozpacz ojca Olewnika, a za kilka dni podobny podpali się z desperacji przed urzędem premiera...  

                                                                                                                                     APEL