Wielki Piątek.

     Zobacz prowadzenie przez Boga, bo piszę to w dniu kanonizacji Jana Pawła II (27 kwietnia 2014 r.). Nie poszedłem na Mszę św. o 7.00, bo dzisiaj pasuje być w pobliskiej kaplicy poświęconej Janowi Pawłowi II.

    Ujrzałem to wszystko dopiero po włączeniu telewizora, bo trafiłem na transmisję z poświecenia - przez prawie umierającego papieża - Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach (17 sierpnia 2002 r.).

    Kiedyś uważałem, że był zbyt słaby i chory, ale dzisiaj wiem, że to był błąd, bo "moc rodzi się w słabości", a Jan Paweł II niósł swój krzyż do końca (pokazano to w filmie „Karol. Człowiek, który został papieżem”).

    Każdy ma inne cierpienie, a moje jest wynikiem obrony krzyża Pana Jezusa. Z tego powodu od 6 lat trwa sadystyczne znęcanie się nade mną, lekarzem-niewolnikiem pracy. Nie wiedziałem, że właśnie dzisiaj będę pisał 4 godziny do kolegi Bohdana Woronowicza, który obiecuje pomoc, ale już robi unik.

     Oto wstęp z mojego pisma z dnia 09. kwietnia 2014 w którym wskazałem, że: <<Moja sprawa jest próbą dla Pana Doktora, bo trzeba stanąć po stronie ofiary nieudolnie wykonanej psychuszki oraz w prawdzie wobec kolegów posiadających władzę, a także w opozycji do własnej korporacji.

    Psychiatra z mojej przychodni Jerzy Ścisło stwierdził, że to wszystko spowodował protest przeciwko zbezczeszczeniu krzyża. Gdybym ja nie protestował to kamienie by wołały! Kolega uciekał przede mną jak przed trędowatym /../.

    To jest droga do „świętego spokoju”, ale niezgodna z klauzulą sumienia o której tak pięknie pisze w „Pulsie” prof. Tadeusz Tołłoczko /../. >>

    Po wszystkim poszedłem na spotkanie z Panem Jezusem w Ciemnicy. Po wejściu do kościoła wzrok zatrzymało zdjęcie J.P. II  i  zakrwawiona Twarz Pana Jezusa: „Do końca nieśli swój krzyż”. Natychmiast znałem intencję modlitewną tego dnia życia, a potwierdziła ją scena niesienia krzyża ulicami Warszawy.

    Nie mogłem wrócić do domu, prawie umierałem podczas modlitwy, a przepływały: matki dzieci niepełnosprawnych i z  biednych rodzin wielodzietnych, spalona z córką przez męża, uchodźcy w różnych krajach, ciężko chorzy i ludzie pozbawieni wszelkiej nadziei.               

    Teraz opiszę kuszenie jakiego doznałem tego dnia. Podczas drogi krzyżowej stałem i klękałem na zewnątrz kościoła, bo miałem więcej powietrza i tak było mi przyjemniej. Większa cześć  tej uroczystości była zakłócona, ponieważ nad wejściem do kościoła...gołębica dostała diabelskiej chęci do spółkowania i przez pół godziny napastowała biednego samca. Coś strasznego.

    Później stałem pusty w kościele, nie docierały czytania, serce miałem niechętne do przebywania tutaj, a szczyt złości pojawił się podczas przedłużającego się aktu całowania krzyża Pana Jezusa.

    Zdecydowałem się podejść. Padłem na kolana i przeżegnałem się, objąłem św. Głowę Pana Jezusa i pocałowałem cierń. W jednej sekundzie zostałem całkowicie odmieniony, a wszystkie pieśni unosiły moją duszę. Nie mogłem wstać z kolan, a Eucharystia dopełniła wszystkiego.

    Wróciłem na czuwanie i usiadłem przed malowidłem ściennym z wizerunkiem Boga Ojca, a właśnie dzieci śpiewały: ”Niech Oblicze Twe Panie mój zajaśnieje nad Twym sługą”...                   APEL