Na wczorajszej Mszy św. stałem całkowicie głuchy, ponieważ woszczyna zatkała mi przewody słuchowe. Nie wiedziałem kiedy mam klęknąć, co odpowiadać, a dodatkowo przestraszyłem się możliwością uszkodzenia błony bębenkowej ucha prawego.

    Niczego więcej nie pragnę...chcę ponownie słyszeć! Łaskę Boga docenisz, gdy zostanie odebrana. Ja jestem lekarzem, mieszkam w mieście, gdzie mamy laryngologów. Przenieś ten kłopot na jakiegoś biedaka z  odległej wioski.

    Po usunięciu woszczyny obiecałem, że pomodlę się za lekarkę i pielęgniarkę i prawie chciałem podskakiwać z radości...wstępowałem do znajomych w różnych gabinetach i rozgłaszałem „swoje uzdrowienie”!

    U mnie to było „Effata”...uśmiechniesz się, ale utrata słuchu to wielkie cierpienie! Wyobraź sobie teraz porażonego, który po podniesieniu przez Piotra i jego słowie „chodź” odzyskał sprawność w nogach lub niewidomego, który przejrzał.

    Trafiłem na stary zapis, gdy wracałem z pracy (1989) i w sumieniu analizowałem to, co dobrego uczyniłem w szpitalu na tle mojego obdarowania, bo: zginają mi się kolana, równo otwierają usta, nie moczę się, mogę otwierać i zamykać oczy, itd.

    Znajomej opadły dwie powieki, później mogła otwierać tylko jedno oko...trudno to sobie wyobrazić, ale na pewno podskakiwałaby po nagłym usunięciu tej przypadłości. Przypomniał się też Jarosław Wałęsa, który opowiadał o wracaniu do życia po przebyciu śmiertelnego wypadku...musiał prosić nawet o umycie zębów.

   W takim momencie człowiek dotknięty przez Boga chce wołać za psalmistą: „Śpiewajcie Panu, bo nasz Pan jest dobry. Chwalcie imię Pana /../ śpiewajcie jego imieniu, bo jest łaskawy /../ Pan jest wielki /../ nasz Pan jest nad wszystkimi bogami. Cokolwiek spodoba się Panu, uczyni /../... Ps 135, 1-6

     W wielkiej radości wyszedłem na czuwania przed Najśw. Sakramentem i wołałem za wszystkich moich dobrodziejów. Prosiłem też Pana Jezusa, aby pomógł lekarce i pielęgniarce jako znak mojego wstawiennictwa.

    Po drodze trafiłem na drążoną studnię głębinową i pomyślałem o wdzięczności dla dostarczających wodę, chleb, prąd, Internet (właśnie zapłaciłem ratę), lekarzy, apteki, reperujących mój samochód, a nawet policję dającą ochronę.

     Właśnie Pan Jezus wyrzucił z opętanego ducha, który sprawił, że stał się niemy!  Pan obchodził też wszystkie miasta, nauczał i leczył wszystkie choroby i słabości. A widząc tłumy ludzi, litował się nad nimi, bo byli znękani i porzuceni, jak owce nie mające pasterza. Mt 9, 32-39

    W wizji Marii Valtorty to były prowizoryczne namioty w których nieszczęśnicy czekali na możliwość spotkania ze Zbawicielem. Pan Jezus był wysoki, wchodził tam pochylony, a później rozlegał się jeden krzyk uwielbienia Boga naszego...wszystkich uzdrowionych!

    Przecież to samo działo się podczas spotkaniu z ks. Bashoborą na Stadionie Narodowym. Nawet środowisko „Gazety wyborczej” zatkało, a tak wielkimi są mądrusiami w sprawie wiary katolickiej!

    Z wdzięczności za „uzdrowienie” przed Komunią św. padłem na dwa kolana, a Ciało Pana Jezusa ułożyło się w zawiniątko (dar), które trzymałem w ustach z największym namaszczeniem. Ludzie nie dziękują Bogu za "takie głupstwa", bo wołają tylko w zagrożeniu życia...

                                                                                                                    APEL