Znowu sypie śnieg. Idę na spotkanie z Panem Jezusem i odmawiam „Anioł Pański”. To naprawdę piękna modlitwa, którą kończy wołanie „Pod Twoją obronę”. Wzdychałem podczas wołania „Ojcze nasz” zaczynającego koronkę do Miłosierdzia Bożego.

    Po burzy duchowej wyszło słońce i pojawiła się tęcza. Nawet natknąłem się na takie zdjęcie w Internecie. Po modlitwach zrezygnowałem ze spotkania z kolegą, bo „badanie” psychiatryczne to żenujące narzucanie ateizmu ubranego w wiedzę (psychomanipulacja), a właściwie jest dalszym znęcaniem się nad obrońcą krzyża.

     Takie „badanie” niczym nie różni od dyskusji z senatorem Kazimierzem Kutzem („katolicy moralnie terroryzują resztę narodu”), profesorkami Senyszynową i Środziną oraz  z racjonalistami. Właśnie na ich forum Robert Gburek pisze, że dałem się nabrać „przez nikomu niepotrzebny kościół”...

   Dlaczego mam tłumaczyć się z nadprzyrodzonej łączności z Bogiem Ojcem i udowadniać łaskę posiadania wiary? Na takie badanie nie pozwala mi godność ludzka. Awaria samochodu potwierdziła słuszność decyzji podjętej po modlitwie.

    Ponadto pragnę pokoju, który jest wielką łaską, a wszelka walka, dochodzenie swego niszczy ten Boży Dar. Świat nie zna tego pokoju. To nie jest brak wojny i spokój. To odczucie duchowe (odpowiednikiem jest nasze serce), które może mieć nawet żołnierz w Afganistanie.

      Nic nie da uzyskanie sprawiedliwości, bo ona nie jest źródłem tego pokoju. Tego nie zrozumie normalny człowiek, bo Pokój Boży trzeba poznać osobiście. Stąd wynika niezrozumiałe „nadstawianie drugiego policzka”.  

    Dlatego katolik nie powinien walczyć, dochodzić swego i  zawracać sobie głowę wszystkimi nędzami tego świata. Jednak w nas trwa rozłam (ciało / dusza), który trudno jest pokonać własnymi siłami. Ciało ciągnie do odwetu czyli uzyskania sprawiedliwości ziemskiej, a duszę do Nieba. Najlepiej obrazuje to mój stan przed oraz po zjednaniu z Panem Jezusem (w Eucharystii).

     Lepiej być poniżonym i zalanym pokojem niż władcą całego świata. Wyobrażam sobie stan psychiki premiera (jego lęki), który nie szukał wsparcia u Boga. Wczoraj kobieta dzwoniła do studia „Bez ograniczeń” i stwierdziła, że powinien popełnić honorowe samobójstwo.

    Piotr i Jan uzdrawiają porażonego, a moje serce znalazło się przy żonie, która ma trafić do lekarza. Eucharystia rozpłynęła się w ustach, ciężko wzdychałem i wracałem do domu powłócząc nogami: „Jezu mój! Słodki Zbawicielu! Cóż znaczymy bez Ciebie?” 

   Mojej sytuacji uniknął nawrócony ateista Andre Frossard, dziennikarz, pisarz pochodzenia żydowskiego (syn założyciela Francuskiej Partii Komunistycznej), bo wszystko ukrywał przez 30 lat (1935-1969). Dopiero po tym czasie dał świadectwo w książce: „Bóg istnieje, spotkałem Go”.

    Biskup Grzegorz Ryś pięknie wyjaśnił to w „Faktach po faktach” (31.03.2013): „Bóg Jest Miłością. (...) Jezus zmartwychwstał (...), a ja Go znam jako osobę obecną w Eucharystii”.

    Pan Jezus nie jest obrazkiem ani osobą opisaną w pamiętnikach. Każdy może to sprawdzić...wystarczy zawołać do Nieba i zapytać jak dziecko ojca ziemskiego.      

    Pasują tutaj słowa psalmisty (Ps 118): „Dziękujcie Panu, bo jest dobry” oraz  „Dziękuję, Panie, że mnie wysłuchałeś”, które płyną także z mojego serca...                                                                                                                                                                                                                APEL