Nie mogłem spać tej Wielkiej Nocy, bo zrobiło mi się przykro z powodu porzucenia przez kolegę, który mógłby mi pomóc, ale wykręcił się. Podczas przejazdu do kościoła na horyzoncie ujrzałem wielką kulę słońca, a całe niebo było zachmurzone.

    Łzy zalały oczy, bo to wyraźny znak nadziei, a zarazem Opatrzności Boga. Jego drogi nie są naszymi i czuję, że Pan Jezus coś uczyni w mojej sprawie.

    Pragnę pojednania mimo wieloletniej krzywdy, bo koledzy gubią swoje dusze. Obowiązkiem każdego katolika jest obrona wiary i krzyża, a moje cierpienie jest wielką łaską.

    Dobrze, że trafiłem na już uformowaną procesję, bo nie dałbym rady nieść wielkiej chorągwi...trzy razy wokół kościoła. W tym czasie prosiłem Boga o Światłość dla nich, aby przejrzeli, bo stanęli po stronie antykrzyżowca.

    Pozostałem na zewnątrz świątyni i trwałem w pustce. Nawet Eucharystia nic nie zmieniła, a na koniec tego świętego czasu proboszcz niepotrzebnie „żartował”, aby podczas śniadania unikać rozmów o majątkach i teściowych.   

    Aż prosiła się modlitwa wszystkich na kolanach o pokój dla Ukrainy na którą mają chęć opętani bolszewicy. Zabór Krymu obnażył ich demoniczny fałsz.        

    Później zdziwiłem się, bo napłynęło pragnienie bycia na Mszy św. wieczornej. Przy okazji mam poprosić proboszcza o interwencję. Teraz było mniej ludzi, mogłem siedzieć w ławce, a św. Hostia pękła mikroskopijnie i zwinęła się precyzyjnie w ustach w dar (zawiniątko). Podczas odmawianej koronki do miłosierdzia wołałem do Boga o Światło dla kolegów.

    W grobie nie było już Pana Jezusa. Maleńka dziewczynka powiedziała do siebie, że „Pan się schował” (zwłoki Zbawiciela nakryto). 

    Tak właśnie „Kamień odrzucony przez budujących stał się kamieniem węgielnym”, a ja „Nie umrę, ale żył będę i głosił dzieła Pana”...                                                                                                                                                                          APEL