Po przebudzeniu o 4.30 napłynęło natchnienie, abym opracował dzień wczorajszy, bo miałem tylko prowizoryczny zapis na kartce, ale opierałem się, bo byłem bardzo słaby.

    Na Mszy św. o 7.30 były tylko 3 osoby, ale później pojawili się znajomi, którzy nie uczestniczą w życiu naszej wiary. To zawsze rozprasza i z tego powodu stałem pusty, a czytania nie docierały. Eucharystia ułożyła się poprzecznie w ustach, a to było słuszne ostrzeżenie, abym nie gadał...

     Faktycznie zaczepił mnie podpity, który miał być księdzem, ale zamiast do seminarium trafił do więzienia. Chwalił mnie, a ja zapraszałem go do pojednaniem się z Bogiem, bo jest w „wieku odlotowym”...

    W domu żona skarżyła się na nieustanne prowokacje ze strony jedną z pań naszej klatki. Podczas podlewania kwiatów i krzewów przy figurze MB Niepokalanej usłyszała od niej, że: "niektórzy trafią do Nieba, a ja muszę płacić za wodę"! 

  To duża perfidia, bo jest katoliczką. Dobrze, że żona nie reaguje, ale niepotrzebnie opowiada mi o tym, bo to wszystko są rozpraszające głupstwa w czasie, gdy świat  chyli się ku upadkowi.

   Dzisiaj nic nie jadłem do ponownej Mszy św. z nabożeństwem do Serca Pana Jezusa. Cały dzień zszedł mi na porządkowaniu zapisów z 2007 roku.

   Nasze miasto znalazło się w rejonie groźnej wichury, ale zerwałem się i biegłem do kościoła z wielkim pragnieniem ponownego spotkania się z Bogiem Ojcem.

    Trochę przypominałem dzieciątko podskakujące z radości na widok zbliżającego się tatusia. Nawet znajomy to zauważył i zawołał, a ja odpowiedziałem mu, że ludzie tak biegną tam, gdzie coś rozdają i pchają się, aby być pierwszymi. Później dziwią się, bo po prawdziwej stronie życia stają się ostatnimi w kolejce do Królestwa Niebieskiego.

    Naprawdę, pierwszy raz w życiu, a może i ostatni byłem tak lekki w ciele i rozradowany czekającym mnie spotkaniem z Bogiem Ojcem. W tym czasie płynęła moja modlitwa za stęsknionych za Bogiem i dusze takich, która koiła serce zesłańca, bo tak można określić mój stan duchowy. Sam widzisz, że nie planowałem tego, a cierpienie z poczuciem rozłąki było łaską, która napłynęła od Boga Ojca.

    Zapytasz: jak można spotkać się z Bogiem, biec z lekkością, a ja mam 73 lata i od 14-go r.ż. poreumatyczną wadę serca...dodatkowo uszkodzonego przez obowiązkowe szczepienie p. grypie. Dołóż do tego  40 lat pracy za dwóch oraz 15-20 lat drinkerstwa z hazardem karcianym.

    To wszystko jest łaską Boga i żadnym językiem nie można tego wypowiedzieć. Wiara większości ludzi ma charakter zewnętrzny (celebracje), a garstka przeżywa wszystko wg liturgii. Pan Bóg mówi do nas wszystkich, daje różne znaki, a ja potrafię odczytywać tą „mowę Nieba” i z tego powodu, a dokładnie z tych dwóch słów pisma w Izbie Lekarskiej zaocznie(!) uznano, że jestem chory psychicznie.

    Ze łzami w oczach szedłem do ponownej Eucharystii, bo siostra właśnie śpiewała...”Tyś mojego serca Raj”. Podczas późniejszej litanii do Serca Pana Jezusa wołałem za podobnie tęskniących za spotkaniem z Bogiem Ojcem.

    Podczas adoracji Najświętszego Sakramentu nie zapalono 6 świec i było mi bardzo przykro. Proboszcz wiedział, ale wytłumaczył to brakiem kościelnego, a każdy może to uczynić.

   Nie mogłem wrócić do domu przed skończeniem całej mojej modlitwy. To cierpienie dające zarazem słodycz krzyża Pana Jezusa...                                                                                               APEL