MB z Góry Karmel (Szkaplerznej)

      W nocy śniła się bela materiału biało-czerwonego z której wykonywałem flagi państwowe („święto”), a po przebudzeniu poczułem atak demona. Jak to rozpoznać?

    Podczas judzenia tracisz pokój, kręcisz się bez celu, możesz mieć ucisk w nadbrzuszu, a nawet w kl. piersiowej. Pojawia się rozdrażnienie, nie można się skupić („skołowanie” myśli). Jeżeli zorientujesz się, że to napływa z zewnątrz to sam nie poradzisz. Cóż czynić?

    Trzeba chwycić za różaniec („łańcuch z krzyżem na końcu” wg demona), wyświecić mieszkanie, zapalić gromnicę i wołać o pomoc do św. Michała Archanioła oraz Ducha Świętego.

    W tym, co piszę nie chodzi o walkę na śmierć i życie, ale o decyzję chwilki, bo bestia chce zmienić przebieg dnia naszego życia. Przeżegnałem się, wyświęciłem mieszkanie, poprosiłem o ochronę i odmówiłem nowennę do NKPJ. Napłynęło, abym dzisiaj ominął pocztę.

    Tym opisem wskazuję na bój duchowy i jak chroniona jest nasza dusza. Wszystko wyjaśniło się po powrocie żony z kościoła, która stwierdziła, że dzisiaj jest święto MB Szkaplerznej! Ten znak przynależności do Matki Bożej noszę od lat, a takich szatan nienawidzi.

    Dusza zaczęła śpiewać: „Słuchaj Jezu jak Cię błaga lud", a  z włączonej tv Trwam padły słowa o objawieniu MB z Góry Karmel. Na koniec popłynęła tęskna pieśń:  „Gdy wstaję rano daj mi Jezusa! Możesz zabrać cały ten świat, ale daj mi Jezusa”. To dosłownie „kilka” chwil, a miałem już tyle przeżyć duchowych.

    Prawie wiem, że dzisiejszy dzień będzie dotyczył dobrej śmierci o którą proszę i mówię o niej wszystkim. Nawet trafiłem do fotografa, gdzie wzrok zatrzymały piękne zdjęcia nagrobkowe...także małżeństw. Niektórzy przygotowują wszystko na ten moment.

    Przypomniało się zdarzenie sprzed dwóch dni. Starsza pani tak jak Fidel Castro  nie zauważyła schodka przy ołtarzu i mogła runąć na posadzkę kościelną...aż krzyknąłem! Wykorzystałem moment i zagadnąłem ją o chwalenie śmierci nagłej.

    To przykre, że większość katolików pragnie umrzeć nagle! Ja wiem jak wielką łaską - dla pewnych swego i cwaniaczków - jest choroba. To moment refleksji nad ulotnością życia, a często powrotu do Boga. W zapisie z 1988 r trafiłem na słowa  bł. Urszuli Ledóchowskiej, że „Choroba jest skarbem domu, ponieważ ściąga błogosławieństwo Boże”! To wielka prawda.

    Pomyślałem o mojej śmierci. Wprost chciałbym umrzeć z zapaloną gromnicą po otrzymaniu Ostatniego Namaszczenia. Wówczas odchodzisz z tego świata, a z drugiej strony słyszysz niebiańską muzykę. Może napłynie gospels wielbiąca Boga z powtarzanym refrenem.

    Dziwne, bo po drzemce w fazie „jawa/sen” z jakiegoś mieszkania naszego bloku dobiegała kojąca muzyka kościelna i śpiew.

    Pragnę też umrzeć godnie. Ilu pada nagle w wannie, samolocie, na weselu lub targu. Kiedyś trafiłem do zgonu dziadka tuż przed Pierwszą Komunią św. jego wnuczki. Ze względu na biedę zaleciłem połączenie tych uroczystości. Ile kłopotów sprawia zgon przed weselem, a nawet na weselu!

    Po nabożeństwie wieczornym do serce wrócił pokój, bo wcześniej  bankomat wciągnął mi kartę. Jednak w domu żona stwierdziła, że ją oszukałem! Wiedziałem, że została napuszczona na mnie przez demona.

    Późnym wieczorem straciłem czujność i zamiast odmawiania modlitw dyskutowałem na forum Onet.pl. o sprawach nadprzyrodzonych z „cycatą pielęgniarą”, a taki już byłem pewny swego...

                                                                                                                                 APEL