Obudziła mnie ulewa trwająca wiele godzin, a była oczekiwana, bo w naszym rejonie wyschła trwa. Nie planowałem Mszy św. o 6.30, ale teraz wiem, że muszę podziękować za pomoc w zapisach oraz przy załatwianiu funkcjonowania strony internetowej.

     Pocałowałem wizerunek Boga Ojca oraz Pana Jezusa z Całunu i odmówiłem „Anioł Pański”, a z  rozpoczynającego się nabożeństwa w katedrze w Radomiu padły słowa kapłana o tych, którzy nie widzą belki we własnym oku, a mają wielką wiedzę o wadach innych i ich krytykują...

     Mimo ulewy w kościele było trochę wiernych. Próba deszczu wykazała, że - mimo poprawiania szczelności dachu nad garażem - kapie, ale już tylko w jednym miejscu. Po Mszy św. sprowadzę reperującego, aby zlikwidował przeciek. Kręcił głową, bo starał się...

    Po "suchym" śniadaniu, bo całe mleko wypiłem przed snem...poszedłem do banku i zrobiłem przelew opłaty za prowadzenie strony. Nic nie wypełniałem i pochwaliłem sam siebie, że tak szybko poszło, a pani załatwiająca mnie powiedziała, że tego nie wolno im robić!

     Po wyjściu „dyskutowałem” z krytykującymi Boga za istnienie chorób, starości i śmierci, którzy nie wiedzą, że w odróżnieniu od zwierząt posiadamy nieśmiertelną duszę! Nie wiem czy nie zostałem sprowokowany do gadania.

     Pojechałem po odbiór „zatartej” pralki o nazwie „Lusia”, bo żadna inna nie mieści w naszej łazience. Ktoś miał pomysł, że w tym „lokalu” będzie biuro i przesunięto ścianę. Przez to nie ma miejsca na pralkę automatyczną, a właśnie skasowano produkcję „Lusi” i ze strachu, a także w ramach intencji o martwiących się o jutro...kupiłem „okazyjnie” drugą!

    Kiedyś miałem 3 „Franie”, a teraz będę miał dwie „Lusie”. Dobrze, że jest z plastiku...myszy jej nie ruszą i nie zgnije z grzybicy, bo tak było zawsze z moją drugą parą butów.

     Obudziłem się o 14.00 i nie mogłem dojść „co to za godzina”, bo nigdy nie śpię o tej porze, a ponadto czas leci i swoje robi też inhalacja oparami rtęci, którą zażywałem w gab. lekarskim z uszkodzonego aparatu do mierzenia ciśnienia przez 2 lata (2006-2008).

    Żona wyszła na spacer, ale wróciła się, bo zaczęło padać i musiałem wcześniej jeść obiad, a właśnie miałem pragnienie modlitwy. Znowu padłem w sen i pół godziny walczyłem ze swoją słabością o  uczestnictwo w Mszy św. wieczornej z nabożeństwem do Serca Pana Jezusa.

   Po wyjeździe z garażu młodzieniec na rowerze wyjechał wprost pod mój pojazd...dobrze, że obaj zauważyliśmy siebie. Po Eucharystii popłakałem się, bo - oprócz zdenerwowania fusami zamiast wody święconej - nie zapalono świec przed Monstrancją podczas nabożeństwa do Serca Pana Jezusa. W piątek i w niedzielę było podobnie, ale wyjaśniono to nieobecnością kościelnego, ale dzisiaj był...

   „Jezu dobry, Zbawicielu słodki, Pośredniku Boski, Jedyna Nadziejo nasza”...organista nie znał tej pieśni i nie potrafił zmienić slajdu i tak zostało.

   Po wyjściu rozmawiałem z kłaniającym się w kościele! Wskazałem mu, że w tym miejscu oddajemy cześć tylko Bogu i mówiłem o naszej nędzy. Jej owocem są budowle-strachy, geotermia o. Rydzyka, a wyżej UE, która się rozpadnie, bo jest królestwem budowanym na piasku...

                                                                                                                          APEL